poniedziałek, 19 grudnia 2016

Buziaczki z Limone

Nasz mini wyjazd narciarski udał się znakomicie. Śniegu było wystarczająco dużo, trasy strome, długie i szerokie. Słońce, lekki mróz, jedzenie pyszne. Lidka się chwilami słabo czuła, bo jeszcze całkiem nie wyzdrowiała ale wówczas dawałam jej magiczny napój do wypicia i po 20 minutach (z zegarkiem w ręku!) następował przypływ energii i dobrego humoru. To lek z paracetamolem, specjalny dla dzieci, który kiedyś przepisał nam tu lekarz. Nie nadużywamy go, ale czasem nie ma innego wyjścia. A działa jak czarodziejskie zaklęcie, przez dobre 5 godzin. Dobrze, że coś takiego mieliśmy, bo dzięki temu wszyscy skorzystali z atrakcji narciarskich łącznie z Lidką, która trochę podszkoliła swój styl jazdy przez te dwa dni. Dzieci tak szybko się uczą!

 "Baci" to po polsku "pocałunki"




Śniegu naturalnego nie było bardzo dużo, ale do świąt ma jeszcze sporo napadać, więc to jak prezent dla właścicieli wyciągów przed szczytem sezonu, który zaczyna się 22 grudnia.

Udało mi się przyłapać Emi i zrobić jej zdjęcie bez "miny"...


 W barze na stoku był wspaniały strudel z jabłkami, rodzynkami i orzeszkami piniowymi...


 ...oraz pyszna gorąca czekolada.



Emi, która jeździ jak specjalista - macha z wyciągu

A to ja, w mojej starej ukochanej kurtce, trochę już wyblakłej ale wciąż jest w niej cieplutko jak w kokonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz