niedziela, 28 grudnia 2014

Śnieg

Bardzo lubię kiedy rano okazuje się ze w ciagu nocy spadł śnieg. Juz leżąc w łożku słyszałam szuranie łopat do śniegu - dla mnie to bardzo przyjemny odgłos . No i mamy biało . Aha, oczywiście w Gdyni...


czwartek, 18 grudnia 2014

Nareszcie narty!

Zwykle sezon narciarski w Limone Piemonte - najbliższej nam stacji - zaczyna się w pierwszy weekend grudnia. Już nie mogliśmy się tego doczekać, więc zarezerwowaliśmy pokój w hotelu, żeby pojeździć na nartach w sobotę i niedzielę, tydzień po otwarciu stoków. Niestety, w tym roku śnieg prawie tam nie pada i jest cieplej niż zwykle, wiec oficjalne otwarcie przesunięto o tydzień, a i tak śniegu było bardzo mało. Naszej rezerwacji już nie można było odwołać bezkosztowo, więc wybraliśmy się do Limone w ostatnią sobotę po śniadaniu. Taki weekend poza domem, nawet jeśli nie uda się pojeździć.
Na miejscu okazało się, że choć w miasteczku śniegu niewiele, to 3 wyciągi są czynne i można trochę poszusować. Na górę najpierw wjeżdża się tam gondolą, dosyć daleko i wysoko. Potem trzeba się było przesiąść na wyciąg krzesełkowy i tam niestety wiał bardzo silny wiatr a nie było pokrywy. Udało się wjechać na samą górę i pierwszy zjazd w sezonie przypadł na dosyć stromy stok, co jest dla nas dziewczyn zawsze dosyć trudne. Na szczęście udało się zjechać bez większych problemów, mimo mgły, która była wokół szczytu.
Po kilku zjazdach byliśmy już trochę zmęczeni więc trzeba było odpocząć w barze - co jest dla nas równie przyjemne co sama jazda. Restauracje na stokach są zwykle drewniane, a w środku jest ciepło i przytulnie. Ludzie są rozczochrani i rumiani, jedzenie przeważnie bardzo dobre (tym lepsze, że wszyscy zgłodnieli po wysiłku na mrozie) no i pyszne napoje rozgrzewające: herbata, bombardino, wino grzane itd... Dziewczyny dostały tosty z szynką i serem, które były ogromne i byłam pewna, że naje się tym cała rodzina, ale myliłam się! Dzieci schrupały je ze smakiem w kilka minut. Dla nas zostały kanapki z domu...(ale też smaczne, ze świeżej bagietki). Za to my dorośli wypiliśmy coś pysznego na rozgrzewkę, na bazie kawy. Mmmm...






Po nartach pojechaliśmy do hotelu, ale o tym napiszę następnym razem.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Dlaczego taki tytuł?

Pewnie czytelnicy mojego bloga zastanawiają się, dlaczego nazywa się właśnie tak. Postanowiłam to wyjaśnić.
Jak wiadomo, od jakiegoś czasu mieszkamy na południu Francji. Ten wyjazd nie był częścią naszego życiowego planu - los sprawił, że mój mąż otrzymał propozycję pracy od firmy z siedzibą w Monako. Z przerażeniem zadaliśmy sobie wtedy pytanie, co zrobić w tej sytuacji, przystać na to czy nie? Wiele nas trzymało w Gdyni: rodzina i przyjaciele, mieszkaliśmy w ładnym, nowym domu. Z drugiej strony kusząca była perspektywa nowych doświadczeń, nauczenia się języka i życia w łagodnym klimacie południa Europy. Tysiące myśli kotłujących się w głowie - chcemy czy nie, no i trochę strachu przed nieznanym. Z tego wszystkiego wyłoniła się jedna: że jeżeli nie spróbujemy, to prawdopodobnie będziemy do końca życia tego żałować i zastanawiać się co by było gdyby... A przecież zawsze można wrócić. No więc zdecydowaliśmy się wyjechać.

Życie tutaj nie wygląda "różowo". Owszem - pogoda nas rozpieszcza, krajobrazy piękne, morze i góry obok siebie, bliskość Włoch, tras narciarskich, dobre jedzenie. Jest jednak wiele minusów. Główny to problem językowy, który powoduje, że wciąż czujemy się obco. Do tego dochodzi tęsknota do ludzi no i mieszkanie. Ceny nieruchomości wychodzące poza zdrowy rozsądek, przy marnej jakości. Bardzo tęsknię do naszego domu z drewnianą podłogą, kilkoma łazienkami i mnóstwem miejsca do schowania wszystkich rzeczy codziennego użytku, zamiast potykania się o buty. Jednak, żeby nie zwariować i nie załamywać się, bardzo staram  skupiać się na tym co jest tu dobre i o tym piszę. Pierwszy pomysł na tytuł był "To co najlepsze" jednak taki blog już istniał, więc zmodyfikowałąm go na "Weź to co najlepsze". Tak już zostało i staram się właśnie tak robić. Nie skupiać się na tym co mi nie odpowiada, tylko cieszyć się, że jesteśmy zdrowi, mamy ładny widok z mieszkania, jest ciepło i ładnie. Czasem przychodzi mi to z trudem, ale staram się. Trzymajcie za nas kciuki!

Wschód księżyca bywa tu imponujący - często jest on po prostu ogromny jak arbuz (zamiast codziennej pomarańczy)!

Widok Menton z tej strony zawsze mnie zachwyca




sobota, 13 grudnia 2014

Świąteczne klimaty

W tutejszym klimacie trudno poczuć adwentowy nastrój, gdy w ciągu dnia jest kilkanaście stopni na dworze i mocno świeci słońce (pora deszczowa, która nastała na kilka listopadowych tygodni ewidentnie minęła!). No i dziwnie wyglądają lampki choinkowe na palmach... Jednak na szczęście gdy zapadnie zmrok, można poczuć, że jednak idą święta. Tutejsze ulice są bardzo mocno i pięknie udekorowane, a że nie ma śniegu to w sumie nie szkodzi - przecież w Polsce też często święta nie są "białe" a nastrój jest. Jak zapalimy świeczki i inne światełka a przy okazji powąchamy gałązki świerku w wazonie, słuchając "piosenek z dzwoneczkami" to jest tak, jak powinno być o tej porze roku.
A co do śniegu, to jedziemy dziś do Limone Piemnonte na pierwsze narty w tym sezonie. Nie napadało tam jeszcze bardzo dużo puchu (tak jak rok temu w tym czasie ) ale mam nadzieję, że wystarczy, żeby przypomnieć sobie jak się jeździ. No będzie oczywiście bombardino...




piątek, 12 grudnia 2014

Przedświąteczne San Remo

W San Remo pogoda nie przypomina zimy - słońce pięknie świeci, palmowe liście porusza delikatny wiatr, ciepło. Za to ulice i sklepy pięknie udekorowane w świątecznym klimacie.



W zacienionych bocznych uliczkach jest zimno, za to można się rozgrzać pięknie podaną herbatą Kusmi w sympatycznym barze Cocoon, moim ulubionym.


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Mikołajkowo

We Francji nie ma tradycji mikołajkowej. Na szczeście do nas Mikołaj trafił, mimo że jesteśmy daleko od Polski. Były prezenty dla dzieci, pieczenie pierniczków (prawie wszystkie już zjedzone) i grzane wino dla dorosłych. Nie udało nam się kupić gotowego grzańca w butelce więc zrobiłyśmy z Lidką same i wyszło bardzo dobre. Wlałyśmy czerwone wino do garnka, do tego włożyłyśmy laseczkę cynamonu, dwa plastry pomarańczy, kilka goździków, trochę miodu i brązowego cukru. Pachniało wspaniale i smakowało podobnie. Rok temu nie piekłyśmy żadnych ciastek, bo w kuchni nie ma na to zbyt wiele miejsca. Teraz Lidka powiedziała, że koniecznie musimy to zrobić, bo niedawno dostała dziecinny zestaw do pieczenia - z małym wałkiem, foremkami i blaszką, więc trzeba było wymyślić jakieś miejsce do wałkowania. No i się udało upiec bardzo smaczne pierniczki z innego niż dotychczas przepisu, nawet bez wielkiego bałaganu. Ach, jak to dobrze, że idą święta!








piątek, 5 grudnia 2014

Znowu o kawie

Już tu kiedyś pisałam, że lubię pić kawę zaparzoną w dzbanku typu "french press". Mamy taki jeden duży i ja od dłuższego czasu chciałam sobie kupić podobny mały dzbanuszek na kawkę dla jednej osoby, gdy piję ją sama (czyli prawie zawsze...). W końcu trafiłam na świetną promocję! W moim ulubionym sklepie z wszystkim co potrzebne do robienia czarów w kuchni (AliceDelice) przez kilka dni dzbanki do zaparzania kawy można kupić w bardzo obniżonej cenie.To taka akcja z okazji 70 lecia firmy Bodum. No i jeszcze wszystkie te naczynia mają bardzo kolorowe plastikowe elementy, co świetnie pasuje do naszej kuchni (a przy tym jakie fotogeniczne!) Mała rzecz a cieszy.
Przy okazji okazało się, że przyzwyczaiłam się tu we Francji do picia mocnej kawy, bo jak zaparzyłam ją z ilośći odmierzonej przez dołączoną do dzbanka łyżeczkę, to była niestety za słaba. Całe szczęście, że mam niskie ciśnienie i mocna kawa mi nie szkodzi.




poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zaczynamy odliczanie

Zaczął się adwent. Dzieci już nie mogły się doczekać. "Kiedy mamo wyjmiesz ten kalendarz? A czy wiesz gdzie on jest? A pamiętasz o tym?" Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć?! U nas co roku jest ten sam adwentowy kalendarz wielokrotnego użytku. Kiedyś Emi dostała go w prezencie i na szczęście jest on na tyle pojemny, że obdaruje dwoje dzieci - potem przecież pojawiła się Lidka. Pierwszy woreczek już opróżniony, ciekawe, co będzie w następnym?
Wyjęłam elektryczny "świecznik" adwentowy do postawienia w oknie, no i tradycyjnie musiała zaraz przepalić się jedna z 7 żarówek, więc całość już nie działa. Mam chyba gdzieś zapasowe żaróweczki (produkt trudny do zdobycia) tylko gdzie one mogą być??? To taki mój coroczny adwentowy stresik - będzie to działać czy nie? Chwila prawdy przy włączaniu do gniazdka i pełen napięcia moment po czym albo "hurrraaaa!" albo "cholera jasna!"...
Tu gdzie mieszkamy, widać adwentowe akcenty: w miastach stoją choinki, świąteczne iluminacje -przygotowane już od jakiegoś czasu - czekają na uroczyste włączenie. Będą też bożonarodzeniowe jarmarki. Do Monako już zjechało mnóstwo pojazdów gastronomicznych, które będą sprzedawać gofry, naleśniki, churrosy, pieczone kasztany, jabłka w cukrze, grzane wino, szampana i mnóstwo innych smakołyków, nawet jeszcze nie wiem jakich. Lubimy ten przedświąteczny czas...






























piątek, 28 listopada 2014

Lecą krople z nieba

Plac zabaw w deszczu to taki smutny widok...




 Za to starówka w Menton w każdej pogodzie wygląda pięknie.



czwartek, 27 listopada 2014

Kilka promieni zza deszczowych chmur

Po całonocnej ulewie wyszło słońce. Pewnie na krótko, bo czarne chmury już się czają zza gór ale póki co jest przyjemnie. Tu na południowo wschodnim wybrzeżu Francji pada bardzo często i dużo - tak wygląda tutejsza późna jesień i zima. Tego się nie spodziewałam. Pakując rzeczy przed przeprowadzką do Francji, oddałam moje kalosze siostrze, będąc przekonana, że tutaj nie będę ich potrzebować. Oj jak bardzo się myliłam! Kiedy świeci słońce,jest bardzo ciepło i przyjemnie, sęk w tym, ze ostatnio głównie pada, a nawet leje. Tubylcy mówią, że to nie jest normalne dla tej pory roku. W zeszłym mówili tak samo... Klimat się zmienia, to pewne.
Na szczęście mój nowy wazon z przeceny (całe 2 euro!) ma bardzo słoneczny kolor i pięknie rozjaśnia ogólną szarość.






wtorek, 25 listopada 2014

Przypadkowa wycieczka do Gorbio

W ostatnią niedzielę, korzystając z ładnej pogody postanowiliśmy podjechać do naszego starego miasteczka, na spacer i pyszne ciasto w tamtejszej przyjemnej kawiarni. Niestety na miejscu okazało się, że są tam tłumy ludzi, z powodu "Fete de chataigne", czyli Święta kasztanów. To taki festyn jesienny. Nie udało nam się znaleźć miejsca do parkowania więc stwierdziliśmy, że jedziemy gdzie indziej, w nieznane. Pojechaliśmy drogą pod górę, w kierunku lokalnego cmentarza, na szczycie, a potem do Gorbio, czyli malutkiej miejscowości na zboczu jednej z okolicznych gór. Jest tam typowa dla tych terenów starówka z krętymi uliczkami, w których pachnie wilgocią z zamierzchłej przeszłości, kilka galeryjek, ładny kościół, restauracja i bar. Sporo ludzi tam mieszka, często widuję też ogłoszenia o sprzedaży mieszkań właśnie tam, jednak nie skusiłabym się na nie, mimo w miarę przystępnej ceny.





Misternie rzeźbione zdobienia są...namalowane!





Piękne motyle były dekoracją na jednym z domów

Oczywiście wycieczkę trzeba było zakończyć "na słodko" więc po zjechaniu z gór wpadliśmy do nowej włoskiej lodziarni w Menton, która jako jedna z niewielu jest czynna o tej porze roku.