W sprzedaży już są choinki, które widać w niektórych mieszkaniach ustrojone - taki tutaj jest zwyczaj. My choinki nie kupujemy, bo na święta wyjedziemy, ale jakieś dekoracje świąteczne oczywiście mamy. I adwentowy świecznik do postawienia w oknie tym razem jeszcze zadziałał (hurrra!!!). Na szczęście, bo kupić takie rzeczy tutaj bardzo trudno - szukałam w wielu miejscach i tylko w Ikei były "świeczniki" w tym stylu, ale to też nie te tradycyjne drewniane trójkąty z lampkami, tylko trochę inne.
W środę po południu wybieramy się na jarmark świąteczny w Monako. Wczoraj przejeżdżaliśmy obok tego miejsca i już pięknie mieni się tysiącami światełek na kolorowych straganach i drzewach. Jest też "Diabelski młyn", na który nie zamierzamy wchodzić tym razem, ani żadnym następnym. Wystarczająco się na nim najedliśmy strachu rok temu. Koło jest bardzo wysokie, a wagoniki, w których się siedzi są otwarte, z dosyć niskimi barierkami. Gdy byliśmy na szczycie, koło się zatrzymało, żeby ktoś mógł wsiąść na dole i tak staliśmy i staliśmy umierając ze strachu, że zaraz któreś z dzieci wypadnie. I jeszcze dosyć sporo za to zapłaciliśmy!!! Gorzko się z tego śmialiśmy czekając aż się ta przejażdżka skończy. Choć trzeba przyznać, że widok z góry był piękny.
Jako że nie ma tutaj mrozów, na zewnątrz dobrze utrzymują się różne rośliny dekoracyjne, głównie cyklameny, w różnych kolorach. Jesienią miałam kilka różowych, żeby pasowały do liliowych wrzosów. Jeden z nich zakwitł później ponownie, tym razem na czerwono! Akurat na święta, co za niespodzianka!
Tymczasem w ogródku taki widok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz