środa, 29 lipca 2020

Bajonna

Koło Biarritz znajduje się miejscowość Bajonna. Nie była ona w planie naszej objazdowej wycieczki, ale skoro była tuż obok, to chcieliśmy to miejsce zobaczyć. I bardzo dobrze, bo okazało się, że jest to ładne, spokojne miasto. Pogoda była pochmurna tego dnia, ale kolorowe kamieniczki w ulicach starówki rozjaśniły panującą szarość.
Pochodziliśmy, zjedliśmy coś i potem ruszyliśmy przez most nad rzeką Adour w dalszą drogę do Bordeaux.











wtorek, 28 lipca 2020

Biarritz

Z Tuluzy pojechaliśmy do Biarritz. Kto by się spodziewał, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia? Czytałam różne informacje na temat tego miejsca i byłam świadoma że "jest fajne" ale nie spodziewałam się, że aż tak mi się tam spodoba.

Już od wjazdu do miasteczka w oczy rzucają się piękne domy: niektóre zabytkowe z końca XIX wieku, inne z lat 30-tych XX wieku, kolorowe, zadbane, z wielkimi krzakami hortensji przed każdym. Dużo małych, spokojnych uliczek, ale również przestronne place, nadmorskie promenady no i plaże. Biarritz leży nad Zatoką Baskijską, więc są tu duże fale, które przyciągają amatorów szaleństwa w wodzie i surferów. Siedząc na ręczniku na piaszczystej plaży lub przy stoliku w kawiarni nieopodal można podziwiać popisy surferskie, ich umiejętności ale też cierpliwość do próbowania wciąż na nowo, po kolejnym upadku do wody.

Pogoda w Biarritz jest dosyć kapryśna - często wieje wiatr, gdy było słonecznie to bardzo ciepło, a jak  chmury zakryły słońce to przydawał się sweter.  Takie warunki są w sam raz do spacerów po całym mieście i nad morzem, które są tam bardzo przyjemne ze względu na piękne widoki, małe ładne sklepiki, kawiarnie, bary i restauracje z miłą obsługą w każdym. To właśnie ludzie tworzą tam bardzo przyjemną atmosferę. W hotelu (świeżo po remoncie, czystym i pachnącym domowym ciastem) powitano nas jakbyśmy byli starymi znajomymi. W piekarni, kawiarni czy butiku czuliśmy się mile widziani, co nie jest oczywiste we Francji. I tak fajnie wyglądają ludzie na ulicach: na luzie, z odrobiną fantazji, kobiety często w moich ulubionych szerokich jeansach i z dużymi torbami ze słomy albo w ładnych sukienkach, a surferzy boso, z deską pod pachą...nawet jeśli nie pływają na niej tak naprawdę, ale czy to ważne?











 Nie mogę nie wspomnieć o ratownikach z plaży w Biarritz, bo zrobili na mnie duże wrażenie. Ze względu na wielkie fale, w każdej chwili ktoś może zacząć się topić więc cała grupa ratowników, wśród których są też policjanci, w napięciu obserwuje wodę, co chwilę upominając kogoś, głównie za to że wpłynął na desce na obszar nie przeznaczony do surfowania. Na plaży specjalne flagi wyznaczają, gdzie można pływać na desce, a gdzie nie. Bycie ratownikiem w tym miejscu to" wyższa szkoła jazdy" i nie ma nic wspólnego z tym co widać na plaży w RCM , gdzie jest to raczej nudne, leniwe siedzenie na wieży obserwacyjnej w upale, z całym szacunkiem dla naszych lokalnych ratowników i ratowniczek oczywiście...

Lidka w środku zdjęcia z ręką do góry, w różowym kostiumie

Ratownicy w pełnej gotowości do akcji, poza jednym który chyba ma już dość...

Lidka wysoko unoszona przez tatę, zalanego falą



Biarritz bardzo przypadło mi do gustu i czułam się w tam bardzo dobrze. Chętnie zostałabym dłużej niż trzy dni, mimo, że po skokach w falach miałam trochę problem z dolną częścią pleców z jednej strony i przez resztę całego wyjazdu cierpiałam podczas siedzenia czy zmiany pozycji w łóżku. Na szczęście chodzenie po następnych miastach przez wiele godzin dziennie wyleczyło mnie z tej dolegliwości. No ale o tym napiszę następnym razem.


Znalazłam tam też dom dla siebie...


niedziela, 26 lipca 2020

Nasz mały tour de France

Wróciliśmy z objazdowej wycieczki po Francji. W tym roku zdecydowaliśmy się spędzić wakacje lokalnie, bez wyjazdów zagranicznych. Trochę ze względu na zagrożenie wirusem i związane z tym ewentualne problemy, ale też pomyśleliśmy, że jest to świetny moment na zwiedzanie Francji z ograniczoną ilością turystów zagranicznych, niższymi cenami hoteli (na przykład w Paryżu) i możliwością obejrzenia Mony Lisy w Luwrze bez potrzeby przepychania się w tłumie (tego doświadczyliśmy kilka lat temu).

Ale zanim dotrę do Paryża, to wrócę na początek naszej wyprawy. Zaplanowaliśmy ją tak, żeby nie jechać bardzo długo samochodem między poszczególnymi miejscami. Hotele zarezerwowaliśmy już dosyć dawno, tak na wszelki wypadek, fantazjując o podróżowaniu podczas przymusowego zamknięcia w domu.

Pierwszym przystankiem była Tuluza, na jeden dzień i noc. Pięknie odrestaurowane i czyste (przynajmniej w centrum), pełne zabytków miasto nad rzeką Garonna. To tutaj Airbus tworzy swoje samoloty. Jest też  wiele uczelni, więc w mieście mnóstwo młodzieży. Atmosfera luźna, sympatyczna, słonecznie i ciepło. Podobało nam się tam.











Prawdziwe francuskie śniadanie w kawiarni. Rogalik i kawałek bagietki, masło i miód lub dżem, sok i kawa.


 Nietypowy zegar dla spostrzegawczych