środa, 27 kwietnia 2016

Pięknie w Nicei

Jak przyjechałam do Nicei po raz pierwszy, to ogólnie mi się nie podobała. Myślę, że było tak dlatego, że pojechaliśmy tam nie po to by zwiedzać i odpoczywać, tylko znaleźć mieszkanie, bo w niedalekiej przyszłości mieliśmy się tam przeprowadzić. Niesamowite, że w takiej sytuacji potrafiłam widzieć tylko mankamenty. Dziwni ludzie w bocznych uliczkach; przenikliwy wilgotny ziąb (mimo, że miało być ciepło); stare, zniszczone klatki schodowe, drożyzna i tak dalej.To był mało przyjemny pobyt, bo był podszyty strachem przed przeprowadzką do innego kraju. Zresztą, wtedy zdecydowaliśmy, że nie będziemy mieszkać w Nicei, tylko w jednym z mniejszych, spokojnych miasteczek w okolicy Monako i tak też się stało.
Teraz, kiedy jadę do Nicei, potrafię już zobaczyć jej dobre i ładne strony. Szczególnie lubię stare miasto, z plątaniną wąskich uliczek z urokliwymi małymi restauracjami, galeriami i sklepikami. No i gdzie można schronić się przed letnim upałem. Nadmorska promenada też jest ładna, choć może trochę zbyt zatłoczona. Za to można pojeździć tam na rowerze lub rolkach.
Na zdjęciu poniżej luksusowy hotel "Le Negresco". Ikona tego miasta, widoczny na wielu pocztówkach, starych i nowych, wciąż prezentuje się wspaniale.


Obowiązkowa już teraz pizza na wynos z małej pizzerii na uboczu, którą potem jemy na jakimś murku, czy schodkach. Tak było za pierwszym razem, gdy tu trafiliśmy i to już taka jakby nowa "tradycja".


Rzeźba "Miles Davis" słynnej francuskiej rzeźbiarki Niki de Saint Phalle (juz o niej tu kiedyś pisałam) przy wejściu do "Le Negresco". Bardzo mi się podobają prace tej artystki, pełne koloru.

Ach, jak przyjemnie, szczególnie, gdy świeci słońce i woda w morzu jest naprawdę turkusowa. Od razu wówczas wiadomo, dlaczego to miejsce na ziemi nazywa się Lazurowe Wybrzeże.


wtorek, 26 kwietnia 2016

Pachnie jak...

Kupiłam niedawno nową świecę zapachową, w przyjemnym sklepiku w San Remo, gdzie można kupić kosmetyki do ciała i produkty zapachowe do domu, w różnych ciekawych roślinnych aromatach. Okazuje się, że można teraz produkty tej firmy kupić też w Polsce (http://www.erbolario.pl/pl/). Ja w każdym razie, przed przyjazdem tutaj, tej firmy nie znałam.

Świeca, którą kupiłam jest różowa, ma pokrywkę i była zapakowana w ładny kartonik. A przy tym wszystkim była tańsza niż większość takich rzeczy (zawsze zadziwia mnie, jak drogie bywają porządne zapachowe świece). Napisane jest, że to zapach zapach hortensji, ale ja poczułam coś innego. Jak tylko powąchałam ją w sklepie, to poczułam się jakbym była...w Pewexie! Tamten zapach, będący mieszanką zagranicznych środków czystości i kosmetyków, kojarzył się chyba wszystkim z luksusem i czymś wspaniałym, czego nie mieliśmy na co dzień blisko 30 lat temu. Wtedy, ten aromat wywoływał przyjemne uczucia i tak samo stało się i teraz, gdy go poczułam! To niesamowite, jak ludzki mózg potrafi przechować w tysiącu szufladek wspomnienia i to nie tylko obrazy ale też uczucia i doznania zmysłowe. Magia!
Szkoda, że nie mogę tutaj przesłać próbki tego zapachu. Wierzę, ze kiedyś będzie to możliwe. Na razie pozostaje wyobraźnia...




poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Samochody

W Turynie, w muzeum samochodu (Museo Dell`Automobile), można zobaczyć imponującą kolekcję pojazdów. Od tych z początku historii podróżowania na czterech kołach aż do nowoczesnych modeli, które powstają teraz. Również są tam pojazdy które brały udział w wyścigach F1. Wystawa jest bardzo ciekawa i ładna, atrakcyjna nawet dla osób, które się motoryzacja nie interesują. No może poza salą z silnikami...






Mnie najbardziej podobała się stara wersja Fiata Multipla - malutki i śliczny, błękitny i lila.



Był też akcent polski. Wystawiony Trabant przyjechał właśnie od nas. Na szybie była naklejka ubezpieczenia z Polski. Choć to chyba nie jest powód do dumy, bo to raczej najbrzydszy z eksponatów...





 Fiat 500 jest tam mocno uhonorowany. Można zobaczyć kolejne etapy jego produkcji oraz powiększoną deskę rozdzielczą i poczuć się jak liliput.
 A to już najnowszy Jaguar.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Kocia mumia

Jak już wcześniej wspomniałam, w Turynie odwiedziliśmy muzeum egipskie. Kolekcja bardzo duża i bardzo ciekawa. Każdy zwiedzający dostaje małe urządzenie, które można powiesić na szyi i posłuchać (przez własne słuchawki lub mały głośnik) w kilku językach opisu eksponatów, historię pozyskiwania prezentowanej kolekcji, czy ciekawostek różnego rodzaju, np. jak robiono mumie.
Całość robi duże wrażenie.


Dobrze, że można było chwilę posiedzieć...
Poniżej posąg kota z głową pokrytą złotem. Były też trochę śmieszne mumie kotów, krokodyla i innych zwierząt, ale niestety nie mogę znaleźć  ich zdjęcia...

W grobowcach świetnie zachowały się przedmioty codziennego użytku, poniżej pojemniki na kosmetyki, w których były również kremy, kiedy je znaleziono
 A te piękne bransoletki chętnie ubrałabym dzisiaj
 Peruka z prawdziwych włosów! Też w świetnej kondycji po kilku tysiącach lat.





 Równiutko szyte sandały, prawie jak te które teraz nosimy...





Lidka była bardzo zainteresowana całą kolekcją.
 Niektóre posągi były bardzo duże.

piątek, 15 kwietnia 2016

W Turynie

Turyn jest wielki! Wielkie place, szerokie ulice, wysokie kamienice z mnóstwem mieszkań, dużo ludzi i samochodów. Kierowcy jeżdżą jak szaleni! Są tu miejsca ładne i są też okropne (jak wielkie targowisko zasypane śmieciami, prawie w centrum miasta).
Byliśmy tam od piątku do niedzieli. Czas spędziliśmy przyjemnie, choć pierwszego wieczora bardzo zmokliśmy. Za to w hotelu było ciepło i wygodnie, gorąca woda w prysznicu i czajnik, żeby zrobić sobie herbatę.
Oprócz schodzenia miasta wszerz i wzdłuż byliśmy w dwóch muzeach: egipskim i motoryzacji. Jest tam też ciekawe muzeum kina, ale już nie mieliśmy na to sił. Mieści się ono w niesamowitym budynku Mole Antonelliana, który kiedyś był jednym z najwyższych na świecie. Teraz jego wysokość (167,5 m) nie jest już niczym imponującym, jednak ta budowla robi duże wrażenie, tym bardziej ze budowano ją pod koniec XIX w. Jest to jednak wciąż najwyższy w Europie budynek zbudowany z cegieł.


Turyn jest stosunkowo niedaleko od miejsca w którym teraz mieszkamy, jednak klimat i roślinność są trochę inne, bardzo podobne jak w Polsce. Inny zapach powietrza, trochę chłodniej, nie ma palm, tylko dużo młodych listków na drzewach i świeżej trawy na wielkich trawnikach. To tu u nas na wybrzeżu raczej rzadki widok, więc przyjemnie było zobaczyć wiosnę w takim wydaniu, tak dobrze nam znanym z naszego kraju.



Ta kawiarnia istnieje od ponad stu lat. Lody o smaku gianduia (czyli jak Nutella) były najlepsze jakie dotąd jedliśmy ( a nie jest tajemnicą, że jemy lody często i w różnych miejscach). Warto było postać w kolejce...

 Wielkie bańki na ulicy, to atrakcja dla Lidki...



W końcu ktoś zrobił mi zdjęcie!

 Na tym przyjemnym placu był mały targ rękodzieła i staroci. Na jednym stoisku można było kupić ciekawą biżuterię z jakiejś dziwnej masy. Zapytałam po włosku, ile kosztuje jeden z naszyjników (tyle to już potrafię) no i wpadłam we własne sidła, bo pani mi odpowiedziała kilkoma zdaniami po włosku, których już nie zrozumiałam, co mnie trochę speszyło i naszyjnika nie kupiłam, czego teraz żałuję...