poniedziałek, 16 października 2017

W kinie w Turynie

Tydzień temu  byliśmy w Turynie - skoro trafił się wolny weekend, bez meczu koszykówki drużyny Emi to trzeba było skorzystać i uciec od codzienności. Pojechaliśmy samochodem, w tamtą stronę autostradą, a z powrotem trasą przez góry i moje ulubione Limone Piemonte.

Turyn to bardzo duże miasto, wszędzie pełno ludzi i samochodów. Za to jest też piękna rzeka i kilka dużych parków, w pięknej jesiennej szacie w tej chwili. Ogromne place i szerokie ulice. Byliśmy tam już ponad rok temu i wtedy nie udało się nam pójść do muzeum kinematografii, dlatego poszliśmy tam tym razem. To muzeum mieści się we wspaniałym budynku Mole Antonelliana, o którym pisałam tu już kiedyś. Budowla sprawia niesamowite wrażenie z zewnątrz i od środka. Eksponaty są bardzo ciekawe, poczynając od zasad działania soczewki, przez narodziny fotografi i kina, po pierwsze filmy, również animowane. Oprócz tego różne dekoracje filmowe i maski, oraz ekspozycja tymczasowa o zwierzętach w kinie. Cała wystawa bardzo ciekawa i pięknie wyeksponowana w przytulnych pomieszczeniach. Do tego w głównym gmachu można poleżeć na bardzo wygodnych fotelach by pooglądać fragmenty klasyki kina i popatrzeć na piękne wysoookie sklepienie budynku. Jest tam też winda, którą można wjechać na szczyt i obejrzeć panoramę miasta, jednak to nam się nie udało, bo byłą ogromna kolejka chętnych.

Z tą kolejką związana jest dziwna historyjka. Otóż, gdy podchodzi się do budynku muzeum z zewnątrz, to z daleka widać spory tłum oczekujących, co bardzo zniechęca do czekania na wstęp. My chcąc nie chcąc stanęliśmy tam, a jedno z nas poszło sprawdzić, czy to rzeczywiście tu trzeba stać, czy długo trzeba czekać itd. Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta i zaczęła mówić po francusku, że ona tu pracuje i sprawdza, czy ludzie wiedzą, że ta kolejka jest tylko do windy, a do muzeum to nie trzeba w niej stać. Nas zatkało, bo skąd wiedziała, że ma mówić po francusku? Przecież byliśmy we Włoszech a między sobą mówiliśmy po polsku? I dlaczego podeszła tylko do nas a nie o kilku osób przed nami, które też dopiero stanęły w tej kolejce? Ustaliliśmy, że to pewnie nasz Anioł Stróż nam pomógł przybierając postać starszej pani...
Po bardzo przyjemnym zwiedzaniu poszliśmy na kolację do restauracji, która była niedaleko i byliśmy tam już rok temu. Przyjemna, luźna atmosfera i bardzo smaczne, włoskie jedzenie. Miłe zakończenie udanego dnia.

Następnego dnia po śniadaniu, wyruszyliśmy w stronę Limone, a tam piękna jesień i jak zawsze przyjemna atmosfera górskiego miasteczka. I o to nam chodziło, bo tu gdzie mieszkamy jesieni nie widać...









Był i polski akcent...


czwartek, 5 października 2017

Trochę słońca

Od wczoraj mamy znowu słoneczne poranki. Po południu się zachmurza ale to nie szkodzi, ważne że dzień zaczyna się przyjemnie. Piękna jesień, choć nie ma tu pomarańczowych i czerwonych liści.

Dzisiaj byłam po raz pierwszy w nowym sklepie ekologicznym w naszej dzielnicy, w którym cały asortyment sprzedawany jest "na wagę". Można przynieść własny pojemnik czy worek, lub użyć dostępne tam papierowe torebki na produkty sypkie lub szklane pojemniki wielokrotnego użytku na oleje, płyny i inne. Okazało się, że prowadzą ten sklep rodzice dzieci, które chodzą do tej samej szkoły co Lidka i miałam okazję porozmawiać też kiedyś z ich sympatyczną mamą przy całkiem innej okazji, na proszonym obiedzie podczas Grand Prix F1. Jak weszłam do sklepiku i zobaczyłam znajome twarze, to poczułam się bardzo przyjemnie, trochę jak wśród swoich, co jest bardzo ważne, bo przez długi czas czułam się tu obco.
W każdym razie bardzo się cieszę, że mam tu blisko taki sklep, bo przerażająca jest ilość opakowań, które znosi się do domu wraz z każdymi zakupami. Odkładamy to wszystko co prawda do przetworzenia, ale lepiej dla środowiska jest nie mieć ich wcale.
 
Można jeszcze przez chwilę z rana posiedzieć na tarasie w słońcu, choć długie cienie wskazują ewidentnie, że to już jesień. A ten żółty koktajl był po prosty pyszny, zrobiłam go z tego, co akurat było w domu: 3 małe gruszki, kawałek selera naciowego, sok z pomarańczy i trochę imbiru - wyszło bardzo smacznie. Selera wcale nie czuć, bo gruszki były bardzo słodkie, no i ten słoneczny kolor!

poniedziałek, 2 października 2017

Październik

Zaczął się październik, to już prawdziwa jesień, nawet tu gdzie mieszkamy. Co prawda kąpaliśmy się jeszcze w morzu w zeszłym tygodniu, ale to już chyba jedna z ostatnich kąpieli. Woda jeszcze całkiem ciepła, ale słońca mało - głównie utrzymuje się dziwne zamglenie. To jest za to przyjemna pogoda na spacery, więc przy każdej okazji staramy się trochę pochodzić nad wodą.

W szkole dzieci wszystko w porządku, tylko wstawać się nie chce, jak zwykle. Byle do soboty, bo wtedy wybieramy się na małą wycieczkę do Turynu. Czasem mamy ochotę pojechać na chwilę do dużego miasta, choć na co dzień doceniamy zalety mieszkania w małym. Wszędzie mamy blisko, korki są tu też niewielkie, ale też oczywiście się zdarzają. Nie ma wielkich centrów handlowych, co na początku mi się nie podobało a teraz to doceniam. Nadmiar sklepów (według mnie) działa ogłupiająco i sprzyja wydawaniu pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Jest tu jedno małe kino w Menton, trzy nieduże sale z wygodnymi fotelami. Otwiera się 20 minut przed seansem, jedna osoba sprzedaje bilety, druga popcorn, jest też automat z napojami. Całkiem niedawno dowiedziałam się, że jest tu również wyższa uczelnia! Kto by pomyślał, w takim niepozornym małym miasteczku? A jednak! Tutejsze miejscowości kryją w sobie wiele tajemnic, sporo z nich jeszcze czeka żebyśmy je odkryli i to mi się bardzo podoba.
Dopiero ostatnio dotarliśmy też do klasztoru na wzgórzu, bardzo niedaleko od nas. Wjeżdża się długo dosyć stromą, krętą uliczką a tam na samej górze budynek klasztoru, z ładną otwartą dla wszystkich kaplicą, a przed tym plac z drzewami i ławkami. Ani żywej duszy oprócz nas, cisza, spokój i przepiękne widoki. Miejsce wprost wymarzone, żeby posiedzieć w spokoju, zrelaksować się i zrobić porządek w głowie. Niestety nie miałam tam ze sobą aparatu, następnym razem zrobię kilka zdjęć.

A tutaj kilka zdjęć z wczorajszego spaceru w Monako, gdzie w niedzielę po południu jest zwykle bardzo spokojnie i przyjemnie.