czwartek, 29 maja 2014

Długi weekend...kolejny.

U nas dzieci znowu mają wolne. Środa bez szkoły jak zwykle, w czwartek święto, a piątek wolny extra (będą odpracowywać w jedną ze śród w czerwcu). Na szczęście Olek też dziś nie pracuje i udało się trochę poplażować. Słońce chwilami chowało się za chmury, ale było ciepło i przyjemnie. Pojechaliśmy na plażę w Menton Garavan - czyli prawie przy włoskiej granicy - bo tam jest piasek. Nie jest on tak gładki i przyjemny w dotyku jak na bałtyckich plażach, no ale zamki można budować.

Lidka uwielbia być zakopywana w ciepłym piasku...





 Z tej plaży jest piękny widok na starówkę Menton.


Przyjemnie pochodzić po morskim piasku - zwykle chodzimy po kamieniach i wówczas trzeba być w gumowych butach.


środa, 28 maja 2014

Dzień Mamy

Teraz będę się chwalić. Z okazji dnia mojego i miliardów innych Mam, dostałam śliczny nowy koralik na bransoletkę. Serce z napisami Mama w różnych językach. (Powiem po cichu, ze zawsze taki chciałam mieć.) Poza tym piękne laurki i kwiatki. Dziękuję!


wtorek, 27 maja 2014

Dziś na obiad...

...zupa z młodej cukinii.
Czuję się w obowiązku podzielić tym przepisem, bo to naprawdę pyszne danie i zdrowe.
Kupiłam 10 młodych cukinii (one są jasnozielone i mają długość około 10 cm). Pokroiłam na małe kawałki i dodałam do lekko podsmażonej na oleju posiekanej połówki cebuli. Dodałam do tego trochę pieprzu, tymianku i suszonej kolendry, po czym wszystko razem krótko smażyłam, mieszając co chwilę. Zalałam to potem wodą (pół litra lub trochę więcej) z dodatkiem 1/2 kostki bulionu warzywnego (na pewno lepszy byłby własnej roboty, ale akurat nie chciało mi się tego robić). Po 10 minutach zmiksowałam wszystko, dodałam trochę soli, jeszcze trochę pieprzu i gotowe. W misce posypałam zupę natką pietruszki a jako dodatek miałam grzankę z bagietki z masłem. Dla mnie po prostu pycha!
Widziałam na straganach, że można kupić tez żółtą cukinię - ciekawe, czy smakuje podobnie? Muszę wypróbować przy okazji.



poniedziałek, 26 maja 2014

Przedsmak Grand Prix

W ostatni piątek byliśmy na kwalifikacjach Porsche Cup i jaka była nasza duma, gdy okazao się, że polski zawodnik, Jakub Giermaziak zajął pierwsze miejsce! Tego dnia wstęp na trybuny był bezpłatny. Nie było zbyt wielu widzów, więc mogliśmy wybrać sobie dobre miejsca - takie, że widzieliśmy tor z dwóch stron.








piątek, 23 maja 2014

Żeglarstwo

Dziś klasa  Emi miała pierwszą lekcję żeglarstwa w ramach lekcji wf. Klub żeglarski znajduje się bardzo blisko naszego mieszkania, więc mogłam obserwować dzieci z okna. Krzyki było słychać aż na brzegu. Trochę mnie stresowało patrzenie jak czasem łódki się wywracają i dzieci wpadają do wody, jednak jak na pierwszą lekcję, to poradziły sobie bardzo dobrze.  Emi jest w pierwszej łódce, zaraz za motorówką, która wyciąga wszystkich. Potem dzieci pływały między żółtymi bojami, które widać na wodzie, jak się dobrze przyjrzy.



Tu u nas już są czereśnie, a u Was?


środa, 21 maja 2014

Powrót do tego co było

Wróciłam do poprzedniego wyglądu mojego bloga. Doszłam do wniosku, że ten kolorowy nagłówek jest trochę zbyt agresywny, za bardzo kolorowy. Pewnie częste zmiany wyglądu bloga nie są przyjemne dla czytelników, więc nie kombinowałam nic nowego, tylko wróciłam do poprzedniego, delikatnego tła.


Zdjęcie zrobione przez Emi. Piękne, prawda? Czy uwierzycie, że te róże, cały czas mamy w wazonie, mimo, że kupiłam je 29 kwietnia,dzien przed przyjazdem Doroty, a dziś jest 20 maja!!! Naprawdę! Zmieniły troche kolor ale nadal wygladają całkiem ładnie. Przed wyjazdem do Polski nie wyrzuciłam ich, bo było mi ich szkoda. Wracam, a one stoją nadal w całkiem dobrej formie. Szok!

wtorek, 20 maja 2014

Byliśmy i wróciliśmy

Chwila nieuwagi, a ktoś podmienił nam tu pogodę - wichura, sztorm, ciemne chmury na niebie, zimno! W Trójmieście za to wczoraj było ciepło i przyjemnie. Na szczęście dziś jest już w naszej francuskiej okolicy cieplej i wiatr się uspokoił.
Ostatnie kilka dni spędziliśmy w Polsce. Był to krótki pobyt ale bardzo wypełniony spotkaniami z ludźmi, odwiedzaniem różnych miejsc, zakupami, jedzeniem, piciem różnych dobrych napojów, uff... Wróciliśmy szczęśliwie do naszego francuskiego mieszkania i teraz możemy odpocząć. Głowa pęka od nadmiaru wrażeń ale mimo fizycznego zmęczenia czuję się pełna energii i inspiracji do działania. Na razie będzie to rozpakowanie wszystkich bagaży, potem trzeba "odgruzować" mieszkanie, bo ostatnio nie miałam wiele czasu ani ochoty na sprzątanie. Do tego bolą mnie żebra (niestety do dziś i sytuacja poprawia sie bardzo powoli).
Rano, po odwiezieniu dzieci do szkoły zrobiłam sobie małą przejażdżkę prawie do granicy włoskiej i na nowo odkryłam urodę Menton. Akurat słońce pięknie oświetliło kolorowe domy i palmy, ludzie - mimo wczesnej pory - spacerowali, pili kawę przy stolikach kawiarnianych, bez pośpiechu, przyjemnie... Jak się tu mieszka, to przestaje się takie rzeczy zauważać. Natomiast po kilku dniach spędzonych w całkowicie innym otoczeniu, można zobaczyć więcej "na własnym podwórku".
Zdałam sobie sprawę, że nie robiłam żadnych zdjęć w Polsce. Ciężki aparat został w domu, no ale przecież telefony tez robią ładne zdjęcia, a tymczasem tak byłam zaaferowana wszystkim co tam się działo, że o zdjęciach nie myślałam. Na szczęście inni trochę popstrykali no i była profesjonalna fotografka na przyjęciu komunijnym, więc niedługo na pewno coś tu udostępnię.

Tymczasem ładne kwiatki, które rosną w rezerwacie przyrody w Port Leucate o którym pisałam już wcześniej. To zdjęcie z telefonu, a jak dobrze wyszło!



piątek, 16 maja 2014

Kite!

Chociaż nasz weekendowy wypad miał polegać głównie na tym, że Olek w końcu popływa sobie na kite surfingu, po baaardzo długiej przerwie, to w sobotę niestety prawie nie było wiatru - co za ironia losu! Na szczęście w niedzielę pogoda się zmieniła - zrobiło się pochmurno i wietrznie, więc zaraz po śniadaniu szybko się spakowaliśmy i pojechaliśmy w jedno z odpowiednich miejsc do surfowania (poprzedniego dnia już wszystko obadaliśmy).
No i udało się! Olek sobie dobrze poradził, mimo że od dawna nie trenował. Ja zaliczyłam kontuzję, bo pomagałam przy startowaniu latawca i przy bardzo silnym podmuchu wiatru kite gwałtownie mnie popchnął, a ja zahaczyłam nogą o jakiś krzak i mocno upadłam na bok, uderzając bokiem klatki piersiowej o twarde podłoże. Zobaczyłam wszystkie gwiazdy i obawiałam się, że złamałam żebro, ale nie jest tak źle, przeżyję. Sport ekstremalny, ot co!





























Na tych zdjęciach nie widać innych ludzi pływających, co się pewnie może wydać dziwne, skoro to takie fajne miejsce do tego sportu. Otóż ten kawałek jeziora, to jedno z wielu miejsc do pływania. Kilkaset metrów za naszymi plecami pływało kilku zaawansowanych kiteowców, którzy robili nawet akrobacje. W to miejsce gdzie my przyszło później więcej ludzi (w tym dziewczyny!), którzy dopiero wyszli na wodę, jak się bardzo mocno rozwiało, co z kolei było dla Olka i jego dużego latawca zbyt niebezpieczne (na silny wiatr używa się mniejsze rozmiary). Zmęczeni i poobijani ale zadowoleni wróciliśmy potem do domu. Weekend udany!

wtorek, 13 maja 2014

Prawdziwa plaża

We Francji mieszkamy bardzo blisko plaży, lecz niestety jest ona kamienista. Przyzwyczailismy sie już do tego, ale jak w Port Barcares dziewczyny mogły wytarzać się w ciepłym piasku i zbudowac zamek, to dopiero była prawdziwa plażowa przyjemność! No i można było chodzić boso, bo po kamieniach to tylko Lidka daje radę bez gumowych butów.







niedziela, 11 maja 2014

Surferski weekend

Miejsce, w którym byliśmy nazywa się Port Barcares , obok jest Port Leucate. Są to małe miejscowości położone podobnie jak Jurata czy Jastarnia - z jednej strony wąskiego pasa lądu morze i szeroka plaża, z drugiej płytka woda. Z tą tylko różnicą, że zatoka została prawie całkowicie odcięta od morza i powstały wielkie słone jeziora. Jak dodam, ze pogoda często bywa tu bardzo wietrzna, to wiadomo, że to raj dla wind- i kite- surferów.
Zaczęło się nieciekawie, bo jak przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że hotel no nie hotel w zasadzie, tylko turystyczne apartamenty, bez ręczników i pościeli - tzn. był dwie poszewki na poduszki i dwa wielkie prześcieradła, poza tym osłonki na poduszki i materace z jakiegoś tworzywa papierowo-pochodnego. Na szczęście mieliśmy ręczniki na plażę, więc było przynajmniej w co się wytrzeć po kąpieli. Pomijając, że apartament był bardzo ciasny, to jeszcze nie było tam całkiem czysto. Na szczęście spało nam się dobrze i jak na drugi dzień leżeliśmy na prawie pustej plaży, koło sympatycznego baru z przyjemna muzyką reggae i smacznymi hot dogami (ze smażonej parówki i świeżej bagietki) oraz zimnym Desperados - to już się tam nam całkiem podobało. Sezon ewidentnie się jeszcze nie rozpoczął, pomimo weekendu i temperatury 27 stopni i było tam bardzo mało ludzi, a miejsce bardzo wakacyjne, podobne do naszego Półwyspu Helskiego.

Na szczęście był otwarty dobrze zaopatrzony sklep ze sprzętem surferskim i Olek mógł kupić sobie nową piankę, która była prezentem urodzinowym. Urodziny były w lutym, ale dopiero teraz znalazł to, o co mu chodziło. Starą miał ze sobą na wszelki wypadek no ale na szczęście mógł już wypróbować nową.

Na razie tylko kilka zdjęć, resztę dopiero jutro ściągnę z aparatu - teraz juz jestem zmęczona i niestety obolała, bo choć nie surfuję, to nabawiłam się kontuzji przez kite, który w zetknięciu z silnym wiatrem jest niestety niebezpieczny również dla tych, co nie są na wodzie, ale o tym jutro.





No ile można mierzyć te pianki....plaża czeka!




czwartek, 8 maja 2014

Skąd ta nazwa?

Na tych zdjęciach widać dlaczego to miejsce się nazywa Lazurowe Wybrzeże. Myślałam, że turkusowy odcień wody jest związany z kolorem nieba. Tutaj jednak widać, że nawet przy ciemnych chmurach na niebie, woda jest jaskrawo niebieska. Widok piękny, szczególnie na żywo, gdy czuje się też zapach wody i słychać szum fal.