piątek, 11 maja 2018

Zwiedzamy dalej

Jeszcze kilka obrazków z Lizbony.


Poniżej słynny punkt widokowy, winda Santa Justa. Mega kolejka odstraszyła nas niestety, nie wchodziłyśmy tam. Z boku za to wygląda to imponująco.


Klasztor Hieronimitów w Belem, jeden z najważniejszych zabytków Lizbony. Robi wrażenie.



Te flagi to przy Centrum Kultury w Belem. Z tyłu po lewej słynny Pomnik Odkrywców. Niestety nie mogę znaleźć jego zdjęcia z innej, tej ładniejszej strony...


Ten piękny widok na zdjęciu poniżej to z bardzo przyjemnego punktu widokowego Świętego Piotra z Alcantary. Jakiś zespół grał na żywo, ludzie siedzieli i popijali sangrię na leżakach...sielanka po prostu.

 A to już w tej kawiarni, do której udało się nam ponownie trafić, choć graniczyło to z cudem. Byłyśmy tam 3 lata temu. Gdy po dość długim szukaniu (od innej niż wcześniej strony) chciałyśmy już zrezygnować, nagle ukazała się naszym oczom. Jestem pod wrażeniem mojej orientacji w terenie.

 Mają tam bardzo dobre ciasta własnego wypieku i przyjemną, luźną atmosferę. No i sowę na zabytkowym żyrandolu...


 Znowu pysznie tam zjadłyśmy i naładowałyśmy baterie na dalsze zwiedzanie. Dla porównania jak się dziewczyny zmieniły przez 3 lata, można zobaczyć tutaj mój stary wpis, w którym pisałam o tej knajpce. Zmienił się też kolor ściany...


Ale w tej Lizbonie jest przyjemnie, pięknie i niesamowicie! Szczerze polecam każdemu, kto może tam pojechać. No a my też musimy, bo jeszcze tylu rzeczy tam nie widziałyśmy...


poniedziałek, 7 maja 2018

Znowu w Lizbonie (hurrrra!)

Udało nam się ponownie pojechać do Lizbony, ale dobrze! To jest piękne miasto, pełne ciekawych zakamarków i wspaniałej atmosfery. Tym razem było dużo więcej turystów niż trzy lata temu. Za to ku naszej radości, wszystkie przyjemne miejsca, które nam zapadły w pamięci były na swoim miejscu, niezmienione. Nawet trafiłyśmy do super przyjemnej kawiarni, która przed trzema laty objawiła nam się niczym oaza na pustyni, gdy zmęczone dzieci ledwo powłóczyły nogami po niekończącym się zwiedzaniu. A nie jest łatwo tam trafić dla przypadkowego turysty! Ale o tym później. Najpierw będzie na żółto...

Tak się złożyło, że i ja i Emi ubrałyśmy się pierwszego dnia w żółte rzeczy, przypadkiem. W mieście okazało się, że taki odcień żółci jest w Lizbonie wszechobecny. Ściany budynków, tramwaje, samochody. Lidka była trochę niezadowolona, bo ona nie miała na sobie nic żółtego, ale na szczęście udało się znaleźć ładne ściany we wzory podobne do tych na jej sukience... To miasto przecież słynie z pięknie obłożonych ceramicznymi płytkami budynków.