piątek, 31 października 2014

Koniec ferii

Wróciłam! Nieoczekiwanie wyjechałyśmy na większość ferii jesiennych, z dala od komputera więc nie pisałam tu nic, ale już jesteśmy w domu. Jest trochę chłodniej niż przed wyjazdem, ale mam nadzieję, ze posiedzimy sobie jeszcze jutro na plaży...



niedziela, 19 października 2014

Włosy

Kilka dni temu poszłam do fryzjera. Chciałam ściąć grzywkę, bo jednak nie przepadam za taką, którą można włożyć za ucho. Pozostałe włosy planowałam tylko trochę wycieniować z tyłu, żeby dobrze się układały, jednak nie miałam zamiaru mocno ich skracać. Na naszej lokalnej głównej ulicy powstał nowy salon fryzjerski "Alexandra" i wybrałam się właśnie tam, żeby przetestować to nowe miejsce.
Okazało się, że oczywiście nikt tam nie mówi po angielsku, na co nauczona już doświadczeniem byłam przygotowana.Wiedziałam jak po francusku jest grzywka i "wycieniowane", również "tylko trochę". Jednego pytania o coś z tyłu głowy nie zrozumiałam więc powiedziałam, żeby było zrobione tak, jak będzie po prostu lepiej. No cóż - pani fryzjerka pozbawiła mnie połowy włosów, co w aspekcie planu zapuszczenia ich trochę nie było do końca po mojej myśli... Jednak strzyżenie było bardzo fachowe i w sumie fajne, no a przede wszystkim pasuje do mojej twarzy. Po powrocie do domu zrobiłam zdjęcia które widać poniżej i ogólnie jestem zadowolona z efektu.
Tymczasem na drugi dzień, po kąpieli okazało się, ze moje włosy kręcą się! Są krótsze i mocno wycieniowane więc lżejsze niż wcześniej, a co za tym idzie bardzo się teraz wiją i generalnie żyją swoim własnym życiem. Nie wiem, czy to z powodu klimatu, twrdości wody, czy zmian związanych z wiekiem ale moje zawsze proste włosy mocno się zmieniły. W zasadzie nie mam nic przeciwko temu, tylko myślę, czy kiedyś uda mi się jeszcze mieć długie włosy??? (He, he juz prawie słyszę głos złośliwego trolla spod krzesła, że nigdy...)



piątek, 17 października 2014

Monako z innej strony

Niedawno, wraz z otwarciem nowego Yacht Club-u w Monako, powstało nowe miejsce do spacerowania. Jest to coś co jakby oddziela część portu od otwartego morza. Z tego miejsca bardzo dobrze widać Monako, jachty jak również statki wycieczkowe, które odwiedzają to miejsce niemal każdego dnia. Oprócz możliwości podziwiania widoków, można też obejrzeć i dotknąć kilka ciekawych nowoczesnych rzeźb, a nawet wprawić w ruch niektóre z nich. Fajna zabawa i idealny materiał do zdjęć.
Ja też jestem na pierwszym zdjęciu, jak ktoś się dobrze przyjrzy...(odbijam sie w kuli).




















niedziela, 12 października 2014

Niedziela na kółkach

Dziś spokojny dzień, pogoda zmienna. Jest ciepło lecz zanosi się na deszcz - zerwał się już silny wiatr. Morze pomarszczone, ciemnoszafirowe, miejscami przechodzi w ciemny granat. Można było dziś się wyspać, to teraz nasz jedyny taki dzień w tygodniu, bo w sobotę Lidka ma zajęcia taneczne rano a Emi często wyjazdowe mecze. Po śniadaniu i powtórce "Mam talent" z wczoraj (dzieci bardzo lubią ten program) poszliśmy na spacer/rower/rolki. Lidka już bardzo dobrze jeździ na rowerze, jednak ten który ma zrobił się ciut za mały - ona ma już bardzo długie nogi. Czas na nowy i nie po starszej siostrze tym razem. Emi jeździła dziś na rolkach i też świetnie to jej już wychodzi. Niestety to ten etap, kiedy zwykła jazda staje się nudna i ona próbuje wchodzić na murki, skakać i kombinować - co mnie trochę przeraża.
U nas wciąż bardzo zielono. Drzewa, które tu rosną, nie zmieniają kolorów jesienią. Zauważyłam, ze niektóre wręcz teraz kwitną, na przykład wielki kaktus, który rośnie przed naszym domem. Śpiew ptaków też kojarzy mi sie z wiosną w Polsce - kto wie, może to te same przyleciały tu na zimę? Kto jeszcze wybiera się do ciepłych krajów?










 Poniższe zdjęcia jakby z dżungli... Mnie sfotografowała Lidka.






piątek, 10 października 2014

W Nicei...

... wciąż lato. Słońce pięknie świeci, turystów jak zawsze dużo . Wszyscy wystawiają się do ciepłego  światła. Nawet rzeźby wyglądają jakby się opalały. Przyjemnie...






poniedziałek, 6 października 2014

Coś słodkiego w Bordighierze

W ostatni wrześniowy weekend pojechaliśmy na spacer do miejscowości Bordighiera, niedaleko stąd, we Włoszech. Znajomy Włoch powiedział nam, że tam są przepyszne lody, lepsze od tych koło naszego mieszkania. Nie dopytaliśmy, w której dokładnie cukierni, ale pojechaliśmy. Jak na niedzielne popołudnie było tam dość pusto na ulicach. Niektóre sklepy były czynne. Nie planowaliśmy robić zakupów, ale weszliśmy do sklepu "Colmar", żeby zobaczyć, czy mają tam już narciarskie rzeczy. A ta firma robi je świetne - co widzieliśmy podczas pobytu  na nartach we Włoszech. Wchodzimy do sklepu a sprzedawczyni od razu coś do mnie powiedziała. Zorientowała się, że nie rozumiem po włosku więc po angielsku mówi, że ma coś specjalnie dla mnie. Trochę się zdziwiłam, ale czekam, co będzie dalej. Po chwili ona przyniosła z zaplecza kurtkę w taki sam wzór jak moja sukienka, w biało-czarną pepitkę! Kurtka była bardzo ładna, cienka i lekka puchówka, niestety cena powalająca. Niemniej jednak byłam pod wrażeniem tak zaangażowanej pracownicy sklepu i to w niedzielę po południu. Były też tam świetne okulary słoneczne, plastik pokryty materiałem, również w mój sukienkowy wzór. Niestety, uważam że totalnie nie warte swojej wysokiej ceny.

W jednej z kawiarenek było sporo ludzi, więc poszliśmy na kawę i deser właśnie tam, podejrzewając, że to świadczy o wysokiej jakości. Takie jest już "prawo tłoku"(pewnie jest na to jakieś mądre określenie) w lokalu. Klienci przyciągają następnych, a tam gdzie pusto to mało kto odważy się wejść, bo pewnie nie warto, choć nie zawsze to się sprawdza na szczęście. Lidka wybrała sobie coś w rodzaju lodowej kanapki, z dwóch ciastek przełożonych lodami, a to wszystko w połowie pokryte czekoladą, Emi zamówiła gofra z nutellą a ja i Olek, tiramisu na pół i kawę. Okazało się, ze nasz deser to semifreddo, czyli taki lodowy krem, przepyszne! Nie wiem, czy to było właśnie to miejsce z lodami, o którym nam mówiono, w każdym razie i tak nam smakowało. Po krótkim spacerze, wróciliśmy do domu.
Już to kiedyś pisałam, że bardzo lubię tę bliskość Włoch. Te przygraniczne miasteczka, trochę brudne i bałaganiarskie nie są zbyt ładne. Podniszczone budowle starych pałaców i luksusowych kiedyś hoteli dla wyższych sfer pokazują, że ich dobre dni dawno przeminęły. Jednak mają przyjemną atmosferę, całkiem inną niż po francuskiej stronie granicy. Bardziej zrelaksowaną, mniej na serio. Tam nie jest dla mnie problemem, że nie znam lokalnego języka - i tak zawsze można jakoś się dogadać, bez poczucia, że jest się intruzem z innego kraju. Każda wycieczka w tamtym kierunku to dla mnie takie włoskie wagary - mała ucieczka od francuskiej codzienności, której czasem nie lubię. Jak dobrze, że mamy taką możliwość...







niedziela, 5 października 2014

Nie pisałam

Ostatnio mało tu pisałam. Jakoś nie potrafiłam się tym zająć, totalny brak weny! Dziś już się zmusiłam, żeby napisać kilka zdań no i się udało.
U nas niestety infekcja wirusowa. Jednej nocy Lidka wymiotowała 7 razy, dwie noce później Emi. Zaliczyliśmy pranie dywanów i materacy, no ale co zrobić? Można tylko mieć nadzieję, że nie dopadnie i nas, dorosłych, tym bardziej, że Olek ma dziś wielką frajdę, bo dostał zaproszenie VIP na regaty w Nicei. Nie wiem jakie to łodzie, w każdym razie dosyć duże, no i on będzie mógł też jedną z nich popłynąć. Jeśli będą jakieś zdjęcia z tego to oczywiście z przyjemnością pokażę. Niestety my nie zobaczymy tego na żywo, bo Emi jest jeszcze dziś zbyt słaba na wycieczki do Nicei, szkoda ale trudno. My odpoczywamy w domu, popijając colę (która pomaga wyleczyć takie paskudztwo).

Pogoda wciąż ładna, mimo prognozy zapowiadającej deszczowy weekend. Siedzę właśnie na balkonie, w bluzce z krótkim rękawem, popijając kawę z dużego kubka. Kupiłam ostatnio bardzo dobrą, specjalną do mojego, jak ja to mówię: "wciskanego dzbanka". To się fachowo nazywa "french press" choć mi to się kojarzy bardziej ze Skandynawią - tam jest to bardzo popularny sposób parzenia kawy i herbaty. W tym momencie od razu zatęskniłam do tych północnych klimatów. Kiedyś bywałam często w Szwecji, teraz żyję w całkiem innym środowisku, całkowicie różnym i nawet nie ma tu Ikei! Najbliższe około 200 km stąd, we Francji lub we Włoszech. Podobno jest plan budowy tego sklepu w Nicei, ale lokalni sprzedawcy mebli mocno protestują - jak to zwykle robią Francuzi. Ostatnio był nawet strajk aptekarzy! Większość aptek była nieczynna przez cały dzień.