sobota, 31 grudnia 2016

Czas na zabawę

Bawmy się dzisiaj dobrze - ja w każdym razie mam taki zamiar. Na początek mój ulubiony koktail - mrożona margharita truskawkowa którą można wypić w pewnej restauracji, tej w której poznałam mojego męża... Nektar bogów! Szczęśliwego Nowego Roku!!!


Mniam!!!

sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!!!

Życzę wszystkim, by świąteczny czas upłynął po prostu przyjemnie. Bez stresu, zmęczenia i złych emocji. Trzeba się cieszyć z drobiazgów i małych chwil, wtedy jest lepiej.




czwartek, 22 grudnia 2016

Zakupy na święta

Przedświąteczne zakupy w Ventimiglii to przyjemność, mimo paskudnej pogody. Wiał bardzo silny wiatr i padało, ale na szczęście targ świeżych produktów jest zabudowany, choć zbyt ciepło tam nie było.



Tyle dobra! Aż żałowałam, że ja tylko po szynkę i sery przyjechałam, bo wyjeżdżamy.


 Niektóre cytrusy są z lokalnych upraw


Oszronione brokatem kwiaty na świąteczne bukiety


Lub tradycyjne poinsecje


W hali rybnej pachnie morzem. Lubię tam pójść by popatrzeć, nawet gdy nie kupuję ryb.


Taki wybór! Choć ceny wysokie.


Są też już moje ulubione wiosenne jaskry.


wtorek, 20 grudnia 2016

U niedźwiedzi

Pierwszego wieczoru w Limnone jedliśmy kolację w przyjemnej, choć dosyć pustej pizzerii. Jedzenie było smaczne, ale dosyć ciężkostrawne - wszystkie sosy były z dodatkiem jakiegoś lokalnego sera, a dla mnie to trudna rzecz do strawienia.
Następnego wieczoru poszliśmy do innej restauracji, jednak tam nie było już miejsc. Mieliśmy na szczęście inną opcję, bo dzień wcześniej pospacerowaliśmy po mieście w przyjemny mroźny wieczór i wybraliśmy sobie kilka innych dobrze wyglądających miejsc. W tej następnej znalazł się stolik dla nas, bo nie przyszedł ktoś kto miał już rezerwację i okazało się potem że mieliśmy bardzo duże szczęście, bo bez rezerwacji trudno tam o stolik na wieczór.
Restauracja nazywa się La taverna degli orsi i jest SUPER! Nie ma tradycyjnej karty dań, tylko potrawy wypisane są na tablicy. Szef (młody Włoch) przychodzi do każdego stolika i objaśnia wszystko. Menu jest codziennie inne i można wybrać poszczególne potrawy lub menu degustacyjne, np. 3 przystawki do spróbowania (małe porcyjki) jedno danie makaronowe i jeden deser do wyboru z trzech. My (dorośli) jedliśmy właśnie coś takiego, do tego wino domowej roboty. Emi wybrała ravioli z jakimś serem i porami, a mięsożerna Lidka delikatny stek z klasycznym pure. Wszystko było przepyszne! Atmosfera luźna, można powiedzieć rodzinna, naprawdę nam się podobało! Obok siedzieli państwo z psem w stroju Mikołaja na kolanach. I nie było drogo. Miejsce godne polecenia! Ja zwróciłam na nie wcześniej uwagę, bo kuchnia znajduje się w pomieszczeniu z wielkimi oknami i można tam zajrzeć z ulicy, czyli nie mają nic do ukrycia - a to już dobrze świadczy o jakości kuchni.



Oznaczenie na drzwiach toalety, żeby wiadomo było gdzie pan a gdzie pani miś ma isć...


poniedziałek, 19 grudnia 2016

Buziaczki z Limone

Nasz mini wyjazd narciarski udał się znakomicie. Śniegu było wystarczająco dużo, trasy strome, długie i szerokie. Słońce, lekki mróz, jedzenie pyszne. Lidka się chwilami słabo czuła, bo jeszcze całkiem nie wyzdrowiała ale wówczas dawałam jej magiczny napój do wypicia i po 20 minutach (z zegarkiem w ręku!) następował przypływ energii i dobrego humoru. To lek z paracetamolem, specjalny dla dzieci, który kiedyś przepisał nam tu lekarz. Nie nadużywamy go, ale czasem nie ma innego wyjścia. A działa jak czarodziejskie zaklęcie, przez dobre 5 godzin. Dobrze, że coś takiego mieliśmy, bo dzięki temu wszyscy skorzystali z atrakcji narciarskich łącznie z Lidką, która trochę podszkoliła swój styl jazdy przez te dwa dni. Dzieci tak szybko się uczą!

 "Baci" to po polsku "pocałunki"




Śniegu naturalnego nie było bardzo dużo, ale do świąt ma jeszcze sporo napadać, więc to jak prezent dla właścicieli wyciągów przed szczytem sezonu, który zaczyna się 22 grudnia.

Udało mi się przyłapać Emi i zrobić jej zdjęcie bez "miny"...


 W barze na stoku był wspaniały strudel z jabłkami, rodzynkami i orzeszkami piniowymi...


 ...oraz pyszna gorąca czekolada.



Emi, która jeździ jak specjalista - macha z wyciągu

A to ja, w mojej starej ukochanej kurtce, trochę już wyblakłej ale wciąż jest w niej cieplutko jak w kokonie.

piątek, 16 grudnia 2016

Pakowanie

U nas w domu jedno wielkie pakowanie. Najpierw na wyjazd do Limone, a potem podróż do Polski. Wielkie pranie, prasowanie, planowanie, układanie. Rozłożone torby, walizki, suszarki na pranie, deska do prasowania. Dla mnie to dosyć trudne zadanie, bo na co dzień nie chodzimy w czapkach, rękawiczkach i różnych innych grubych zimowych rzeczach a teraz muszę wszystko wyszukać dla całej rodziny, wyprać i tak dalej. Odświeżyć ciepłe swetry, odświętne sukienki, kupić co trzeba dla tych co z wszystkiego wyrosły... Robi się z tego duże przedsięwzięcie.

Prasować nie lubię. Kiedyś lubiłam, ale jak zrobiło się tego bardzo dużo, to już mi się nie chce. Ale wymyśliłam sobie taki sposób, że z góry ustalam ilość czasu, którą przeznaczę na prasowanie. Jak już bardzo mi się nie chce, to jest to tylko 15 minut - co o dziwo wystarczy na wyprasowanie kilku rzeczy. Zwykle to jest godzina i najlepiej, żeby w tym czasie była jakaś przyjemna audycja w radiu. Wówczas owa godzina mija niespostrzeżenie, a stosik wyprasowanych rzeczy jest całkiem imponujący, a na wieszakach wisi też kilka koszul. W takiej chwili zawsze myślę: to już? A nie było wcale tak źle. Przecież to tylko godzina. Ile takich marnuję czasem na oglądanie telewizji, czy czytanie byle czego w internecie. Oczywiście, czas na relaks, to nie jest czas zmarnowany, ale może lepiej by wtedy pójść na spacer. Kontynuując takie myślenie, można zrobić każdego dnia wiele różnych rzeczy, na które niby na pierwszy rzut oka nie mamy czasu. Skoro każdy dzień składa się z wielu godzin, to przez jedną dziennie można ćwiczyć, godzinę uczyć się języka obcego, czy właśnie prasować. Godzina to za długo? No to 20 minut. Byle regularnie. Efekt na pewno będzie imponujący. Oczywiście mi też trudno taki porządek wprowadzić w życie, ale chcę próbować. Bo przecież to tylko od nas zależy, czy prasowanie będzie dla nas przyjemne, czy nie. Od tego, co się myśli na dany temat. Wszystko jest w głowie. Grunt, to się dobrze nastawić psychicznie.


czwartek, 15 grudnia 2016

Zaraza

Jeszcze się dobrze nie spakowaliśmy na nasz narciarski weekend a Lidka się rozchorowała... I to tak z gorączką, ledwo żywa leży w łóżku. Wczoraj wieczorem czuła się dobrze, wygłupiała się z Emi a rano kaszel i ciepła głowa. Została w łóżku oczywiście. A w piątek ma być świąteczny podwieczorek w szkole i mamy przygotowany mały prezent dla nauczycielki na święta, więc raczej trzeba by do tej szkoły pójść. Mam nadzieję, że to jedna z tych infekcji wirusowych, co powodują bardzo złe samopoczucie ale się szybko kończą. Górskie powietrze potrafi człowieka uleczyć, ale trzeba mieć trochę siły, żeby na tym powietrzu trochę się poruszać. Czekamy na te narty od dawna a tu taka niespodzianka! Ach te dzieci i ich choroby...

Granat to taki świąteczny owoc. Pięknie wygląda kiedy leży w misce na stole, a w środku ma jakby śniegową gwiazdkę, w soczystej, świątecznej czerwieni.



środa, 14 grudnia 2016

Jeszcze dwa dni!

Piątek to ostatni dzień szkoły przed feriami świątecznymi w Francji. Czekamy na to jak na zbawienie, bo mamy dość tego wczesnego wstawania. Ja wstaję pierwsza, muszę wtedy wejść po schodach na górę - bo kuchnia jest na poziomie wyżej niż sypialnie - wstawiam wodę na herbatę i włączam radio. Jak napiję się wody, to dopiero tak naprawdę robię się przytomna i wtedy już jest w miarę przyjemnie, ale moment, kiedy się obudzę i widzę, że za 5 minut muszę wstać, to nie jest nic fajnego.
Tutaj mamy teraz bardzo ładną pogodę, przeważnie słonecznie, ale rano jest bardzo zimno - w  końcu tu też jest zima. Ludzie ubierają się bardzo różnorodnie. Niektórzy idą do pracy w kozakach z futrem i ciepłych kurtkach z kapturami, obwiązani ciepłym szalem a inni w bluzie dresowej, ewentualnie ocieplanej kamizelce i nie widać, żeby trzęśli się z zimna. No i wiele osób, głównie młodzież, chodzi w krótkich skarpetkach do podwiniętych spodni, czyli kostki mają gołe! Brrrr! Za to w Monako kobiety wyjęły z szafy futra. Zwykle są to krótkie kurteczki z rękawami 3/4, w różnych kolorach. Nawet kiedy w ciągu dnia jest czasem bardzo ciepło - futro musi być! Myślę, że obrońcy zwierząt nie mogliby spokojnie tam spacerować ulicami. Mnie również oczy bolą od tego, ale niestety w pewnych kręgach futro wciąż jest tym, czego kobiety chcą, bez względu na wszystko.

W piątek po południu jedziemy do Limone Piemonte na narty. Takie krótkie, bo tylko na weekend, jednak czekamy na to z utęsknieniem, codziennie sprawdzając podstawową kwestię: czy jest śnieg???
Jest! I do soboty raczej nie stopnieje, ufff. Nocleg trzeba było zarezerwować już dawno, bo z małym wyprzedzeniem jest to raczej niemożliwe, więc nie było wiadomo było czy da się pojeździć, czy nie. Takie ryzyko, jak to w życiu. Buty narciarskie na szczęście jeszcze pasują na dzieci, Emi odziedziczyła już spodnie narciarskie po mnie, bo jej zeszłoroczne ledwo się dopięły - rośnie i rośnie, ciekawe jak długo jeszcze? W Limnone oprócz jazdy na nartach jest jeszcze to co lubię, czyli przytulna atmosfera górskiego miasteczka, piękne dekoracje i dobre jedzenie. Można też pojeździć na łyżwach, pospacerować wdychając rześkie górskie powietrze i po prostu cieszyć się urokami zimy. To tak blisko a jest całkowicie inaczej niż tu gdzie mieszkamy.
Byle do piątku!


poniedziałek, 12 grudnia 2016

Kwadratowa głowa

Czasami czuję się, jakbym miała "kwadratową głowę", kiedy dzieci mówią do mnie jednocześnie, gotujący się makaron kipi, a w radiu po raz milion pięćdziesiąty słychać tą samą wkurzającą reklamę pewnego sklepu ze sprzętem elektronicznym... Chyba każdy ma tak czasami.
W Nicei znajduje się bardzo ciekawy budynek, który nazywa się "Tete carree", czyli właśnie kwadratowa głowa. Chyba artysta, który wpadł na ten pomysł - pseudonim Sasza Sosno -  też się tak czasem czuł... Jednak jest tu inne przesłanie, bo ta budowla-rzeźba ma tytuł "Thinking Inside the Box". 


Wewnątrz tej totalnie nietypowej budowli znajdują się biura biblioteki miejskiej.

piątek, 9 grudnia 2016

Słodki jarmark

Jak co roku, w Monako otwarto jarmark świąteczny. I znowu jest kolorowo, pachnąco i przyjemnie. W miejscu basenu duże lodowisko, a nad wszystkim góruje pięknie oświetlony "Diabelski młyn". Jarmarczne stragany oferują różne dobre rzeczy do jedzenia, na przykład pieczone ziemniaki z dodatkami, kawałek pieczonego prosiaka, chińszczyznę, specjały ze Szwajcarii, ostrygi z szampanem, naleśniki, gofry belgijskie, gorące pączki a do tego grzane wino oczywiście. Co ciekawe, to grzeją wino czerwone i białe, ale tego drugiego jeszcze nie próbowałam.





Olek przyszedł prosto z biura bez kurtki, a było zimno...











czwartek, 8 grudnia 2016

Drewniane figurki

Co roku przed świętami dekorujemy dom. Nie ma tych ozdób zbyt dużo, bo nie lubię zagracać mieszkania, ale co nieco musi być. Myślę, że najlepsze są takie dekoracje, które mamy od wielu lat i wraz z nimi co roku z szafy wyjmujemy też dobre wspomnienia. Nasze dzieci, kiedy widzą, że na szafce ponownie stoi ten sam drewniany konik i aniołek w kraciastej sukience, to zawsze się z tego cieszą. Konik jeździ na kółkach, więc można się nim troszkę pobawić (byle delikatnie!). Do tego dodaję czerwone poinsecje, kilka świec, czerwony domek z małą świeczką w środku i gotowe. Na stole zawsze mamy wieniec z szyszek i suszonych roślin oraz filcowe, czerwone podkładki pod kubki i wystarczy.
Rok temu postanowiłam, że będę co święta kupować jedną małą dekorację z porcelany pewnej firmy. Są to według mnie bardzo ładne rzeczy i zawsze w tym samym stylu więc można stworzyć elegancką kolekcję, którą najpierw się przez kolejna święta nacieszymy a kiedyś może podaruję ją wnukom... Na razie mam małą miseczkę na nóżce (pokazałam ją tutaj), łyżeczkę do cukru, którą dostałam w prezencie rok temu (dziękuję!) a dopiero co Mikołaj podarował mi świecznik w kształcie bałwana. Są piękne, eleganckie i bardzo cieszą moje oczy. Od dziecka lubiłam piękną porcelanę: stare figurki sprzedawane na jarmarku w Gdańsku, delikatne filiżanki i cukierniczki.





środa, 7 grudnia 2016

Zimno

Wbrew temu, jakie wrażenie można odnieść oglądając zdjęcia z poprzedniego postu - tu też czasem jest bardzo zimno. Szczególnie rano i wieczorem. Też trzeba nosić ciepłe kurtki i rękawiczki i czasem rozgrzać się gorącą zupą czy herbatą. Latem kupiłam w Polsce pachnąca świecę, która nazywa się "Upalne lato". Pachnie ona bardzo dziwnie i nietypowo ale przyjemnie i w jakiś sposób rozgrzewająco. Przyjemnie napić się herbaty w ciepłej pościeli, i poczuć letnie, słoneczne zapachy. Od razu jest jakoś lepiej... A ta świeca, jest naprawdę niesamowita, mimo, że dzieci twierdzą że "śmierdzi"...


Na rozgrzewkę świetna jest też pikantna zupa z dyni, którą ostatnio robiłam dla naszych włoskich gości w sobotę. Już kiedyś u mnie ją jedli więc poprosili o nią i tym razem, tak im smakowała. Ta jest z dodatkiem mleka kokosowego i soku pomarańczowego, ale czasem robię zupę tylko z dyni ugotowanej w bulionie z dodatkiem imbiru i ostrych przypraw i też jest smaczna.


Jak dynia zrobi się miękka, to trzeba wszystko zmiksować, dodać mleko kokosowe i sok z pomarańczy, jeszcze raz zagotować i gotowe. Od razu trochę jest trochę cieplej, już od samego gotowania i oszałamiającego zapachu.