poniedziałek, 29 lutego 2016

Wielkie szaleństwo

Dziś mieliśmy trudną noc. Szalała wichura. Wiało z północy, prosto w nasze okna, które złowrogo trzeszczały. Chwilami miałam wrażenie, że cały dom się trzęsie. Było nieprzyjemnie, do około 2 w nocy - oczywiście nie dało się spać. To znaczy ja nie mogłam, bo Lidka twierdzi, że nic nie słyszała. Taka to pożyje...
Wczoraj byłyśmy na urodzinach koleżanki Lidki w klubie w Monako, w którym jest kręgielnia i automaty do gier. Dzieci szalały jak dzikusy, ale bawiły się bardzo dobrze. Dorośli siedzieli przy barze, gdzie szampan lał się bez ograniczeń. Jedna z mam z troską zapytała, czy mamy za coś zapłacić, bo przecież rachunek będzie ogromny. Na to mama małej jubilatki (która pochodzi z Rosji i pracuje w sklepie z biżuterią) powiedziała że oczywiście ona zapłaci, a że to będzie dużo kosztowało, to trudno. Ot, urodziny! To się nazywa rosyjska fantazja!
Było sympatycznie i okazało się, że jedna z mam dzieci, które były zaproszone jest z Polski. Mieszka we Francji już od wielu lat.






piątek, 26 lutego 2016

W stronę wiosny

To niesamowite, jak mieszkając tu przemieszczamy się czasem między porami roku. W jednym miejscu zima, a kawałek dalej prawdziwa wiosna. Czasem można być nieźle zaskoczonym, tak jak wtedy, gdy wracając z nart mieliśmy 20 stopni różnicy między porankiem w Moene (-5) a postojem na stacji we Włoszech,jakieś 150 km od Francji, gdzie było +15 stopni. A przy tym piękne widoki na ośnieżone górskie szczyty ponad palmami i świeżą zielenią na dole.
Kilka zdjęć z trasy wzdłuż jeziora Garda - słabej jakości niestety, ale cokolwiek można zobaczyć.
Małe, uśpione zimą letnie kurorty z bogatą historią, co widać po pięknej architekturze.




poniedziałek, 22 lutego 2016

W Dolomitach bez zmian

No i ferie się skończyły. Spędziliśmy tydzień w Moenie, w tym samym miejscu co rok temu. Pojeździliśmy na nartach, zażyliśmy dużą dawkę świeżego powietrza, popływaliśmy w basenie i wygrzaliśmy się w saunie. Wszystkie nogi i ręce całe. Było świetnie! Teraz już powrót do codzienności - o tyle w miarę łatwy, że tu u nas prawie wiosna...











poniedziałek, 8 lutego 2016

Tyyyyle śniegu!

Wczoraj mieliśmy tu ulewę od samego rana. Nie chcieliśmy siedzieć przez cały dzień w domu więc pojechaliśmy do Valberg, narciarskiego miasteczka w szeroko pojętych okolicach Nicei. Jeszcze nigdy tam wcześniej nie byliśmy, a wiele osób mówiło, że warto tam pojechać, wiec to zrobiliśmy. Bez nart, tylko na rekonesans, bo na zjeżdżanie było już za późno (dojechaliśmy tam koło 16).

Droga, którą można dojechać do Valberg, chwilami jest bardzo niebezpieczna - kręta, wąska, wśród intensywnie bordowych skał. Woda w górskiej rzecze wzdłuż której jedzie się przez cały czas też ma odcień rudo-bordowy. Deszcz padał ciągle dosyć mocno aż w pewnym momencie zamienił się w śnieg. Jak droga zrobiła się biała, to co rusz na poboczu stały samochody i ludzie zakładali łańcuchy na koła. My nie musieliśmy, bo mamy zimowe opony, które dały radę w tych warunkach, jak dobrze!
Pięliśmy się pod górę. Śniegu przybywało, zakręty coraz bardziej ostre i dzieci coraz bardziej zielone na twarzach a do celu wciąż daleko. W końcu dotarliśmy na miejsce a tam śniegu po kolana! Trudno było znaleźć miejsce dla samochodu, z którego moglibyśmy potem jakoś wyjechać, bez odkopywania łopatą, której nie mieliśmy ze sobą.
Miasteczko okazało się, rzeczywiście przyjemne, Nieduże, ale z wszystkim co potrzeba na miejscu. Stylowe hotele, restauracje, sklepy i stacja wyciągu zaraz koło głównego placu, na którym dzieci szalały w śniegu, którego było tam naprawdę mnóstwo. Przeszliśmy przez centrum wzdłuż i wszerz, wypiliśmy gorąca czekoladę na rozgrzewkę, po czym już stamtąd wyjechaliśmy, żeby zdążyć przejechać te wszystkie niebezpieczne miejsca póki było jeszcze jasno i droga nie było zmrożona. Bardzo nam się tam podobało, Lidka już czeka, kiedy pojedziemy do Valberg z nartami...








wtorek, 2 lutego 2016

Co za lody!

W San Remo otwarto jakiś czas temu nową lodziarnię, ale jakoś tak się złożyło, że nie byliśmy tam wcześniej. Niedawno, przechodząc tamtędy wstąpiłam na lody, bo w naszej okolicy większość lodziarni jest nieczynna zimą i zaczęłam już tęsknić za tymi pysznościami.
W "Sandrino" oprócz lodów są też ciasta, koktaile i kawa. Lody są z naturalnych składników, bez substancji konserwujących. Wafelek przed nałożeniem lodów podstawiany jest pod kranik z którego leci -uwaga!- biała lub ciemna płynna czekolada (do wyboru) która dokładnie oblepia wnętrze tegoż wafla. Potem łopatką nakładane są lody, a całość wieńczy słodki, waflowy krążek. Porcja najmniejsza za 2 euro (tylko!) jest wystarczająco duża żeby się nasycić i spróbować 2 smaki lodów. Po prostu pycha!


Na tej stronie http://www.gelateriesandrino.it/en można sobie obejrzeć jak wygląda oblewanie wafelka czekoladą. Hmmm...

poniedziałek, 1 lutego 2016

Co z tym poniedziałkiem?

Ogólnie lubię poniedziałki. Zaczyna się nowy tydzień, po weekendzie z rodziną w domu spokój i cisza albo własnie głośna muzyka, to zależy od nastroju. Jednak dzisiejszy poniedziałkowy poranek należał do tych gorszych. Trudno jest wcześnie wstać po wolnej niedzieli, jak zawsze. Lidka przyszła do kuchni po czym źle się poczuła i zwymiotowała. Poszła jednak do szkoły, bo stwierdziła, że dobrze się czuje, jak już zjadła śniadanie. W zeszłym tygodniu opuściła trzy dni i już nie chciała dłużej siedzieć w domu.
Ok, czas trochę ogarnąć mieszkanie. Góry rzeczy do prania, chociaż nie mam czworga dzieci, tylko dwoje. A że ta dwójka trochę jest przeziębiona, to jeszcze tu i ówdzie leży sterta zasmarkanych chusteczek. Pewnie dlatego na podłodze, bo kosz na śmieci, który każda ma w swoim pokoju przesypuje się od nadmiaru zawartości, no ale to przecież tak  trudno wyrzucić... Chyba tak samo trudno jak wynieść brudne szklanki ze swojego pokoju. Najlepiej niech ktoś inny to zrobi! Ale ja nie zamierzam. Ile można sprzątać po całej rodzinie???
Właśnie przed chwilą był telefon ze szkoły, że trzeba zabrać Lidkę do domu, bo jednak źle się czuje. Jak dobrze, że byłam w domu i mogłam od razu po nią pojechać. Jakiś paskudny wirus tu chyba panuje, bo wiele osób choruje ostatnio. Ja się trzymam na szczęście dobrze i niech tak zostanie (odpukać!). Jeszcze tylko kilka dni do ferii, na szczęście. Górskie powietrze wygoni wszystkie zarazki, mam nadzieję...