piątek, 27 marca 2020

Niepokojące objawy

Po czym można poznać, że ktoś za długo już siedzi w domu???
Zaobserwowałam kilka niecodziennych symptomów:

Na przykład osoba odosobniona w domu od dwóch tygodni, grupuje klamerki do bielizny według kształtów i kolorów;



Albo układa równo kapsułki z kawą w pudełku (w innej sytuacji nigdy - ! - tego nie robi) ;


Również zapasy na czarną godzinę ustawia "pod linijkę";



Kupuje przez internet buty, których na razie nie ma gdzie nosić bo trzeba siedzieć w domu przez kilka tygodni...


... ale za to mogą postać i ładnie "powyglądać" w nowej szafce na buty, która została złożona w pierwszy weekend odosbnienia i jak na razie jest w niej nieskazitelny porządek, bo nikt tych butów teraz nie nosi.


Poza wymienionym przykładami trochę dziwnego zachowania, ta osoba - jak na razie - ma się dobrze.
Dziś podano informację, że obowiązek siedzenia w domu we Francji przedłużony jest do 15 kwietnia. Obyśmy zostali wszyscy w dobrym zdrowiu, na ciele i na umyśle...






czwartek, 26 marca 2020

Ciągle w domu

U nas bez zmian jak na razie. Siedzimy w domu i czekamy na informację, jak długo to jeszcze potrwa. Na razie miało być 15 dni odosobnienia, więc jeszcze niecały tydzień przed nami, ale spodziewamy się przedłużenia.
Mamy teraz czas na powolne śniadania, które bardzo lubię. Staram się wykorzystać ten czas jak najlepiej, nawet na "nicnierobienie", brak pośpiechu, spoglądania na zegarek, słuchając ulubionej muzyki lub śpiewu ptaków, które z euforią witają wiosnę. Nie tęsknię też za jazdą samochodem, która w tutejszej okolicy jest stresująca, bo mamy wąskie ulice pozastawiane zaparkowanymi pojazdami, kręte drogi pod górę, gdzie codziennie dochodzi do ryzykownych sytuacji itd... Teraz można bardziej zadbać o siebie, dać skórze odpocząć od makijażu, stopom od butów, pozwolić włosom wyschnąć bez suszarki. Wyprać i wyprasować wszystkie rzeczy, które na to czekają, umyć okna, zrobić selekcję w szafie i … długo mogłabym tu jeszcze wyliczać. Na pewno przyjdzie w końcu dzień, kiedy będę mieć dosyć ograniczenia swobody, ale na razie staram się wykorzystać ten czas jak najlepiej, może kiedyś nawet zatęsknię za tym. 


Pierwszy raz zrobiłam angielskie scones (takie bułko-ciastka, które można jeść z masłem, dżemem, kremem czekoladowym, bitą smietaną lub same), które bardzo lubię, ale jakoś nigdy nie było okazji, żeby je upiec. Wyszły średnio udane, bo to pierwszy raz ale i tak nam smakowały.


Oczywiście jestem świadoma całej masy poważnych problemów, jakie obecna sytuacja powoduje, ale to czy będę się tym zamartwiać czy nie, nic nie zmieni więc staram się nie myśleć o tym w tej chwili. "Pomyślę o ty jutro", jak mówiła Scarlett O'Hara. Próbuję być myślami tu i teraz, wykorzystując jak najlepiej ten dziwny czas. Nawet na zamiatanie liści, przy którym można się nieźle namachać i mieć dzienną porcję ćwiczeń fizycznych z głowy...


Miłego dnia!

środa, 25 marca 2020

10 dni odosobnienia

Od 10 dni jesteśmy w domu. Ja i dzieci, bo Olek musi być obecny w biurze, choć większość pracowników pracuje z domu. Na razie nie narzekamy. Wysypiamy się, powoli zajmujemy się różnymi sprawami domowymi, dziewczyny mają trochę lekcji do robienia ale nie bardzo dużo. Mieliśmy szczęście, bo była piękna pogoda w czasie weekendu i zrobiliśmy sobie grilla koło domu, którego połowę wynajmujemy. Jesteśmy tu teraz sami, bo sąsiedzi przebywają gdzie indziej większość czasu więc korzystamy z ciszy i spokoju na posesji (oraz dodatkowego miejsca na samochód).

Najpierw meble ogrodowe zostały odmalowane (i bardzo szybko wyschły)


 Potem był już czas na obiad



 Była i Corona, nomen omen...

 … oczywiście dzieci jej nie piły, choć tak to wygląda na poniższym zdjęciu...


We Francji bardzo ograniczone są wyjścia z domu. Zawsze trzeba mieć przy sobie specjalny dokument, ze swoimi danymi wyjaśniający dokąd się wybieramy. A można wyjść tylko do pracy, po niezbędne zakupy blisko miejsca zamieszkania (adres trzeba napisać na wspomnianym dokumencie), małą aktywność fizyczną w samotności i nie dalej niż kilometr od miejsca zamieszkania, lub by ewentualnie pomóc komuś w opiece nad dziećmi czy osobami starszymi. Ja uważam, że to dobry pomysł i im lepiej będziemy przestrzegać zakazów, tym szybciej obecna sytuacja się poprawi.

Mamy szczęście, bo mieszkamy w domu bliźniaku z dużymi tarasami i ogródkiem, więc jest możliwość, by być na dworze nawet wiele godzin. Zawsze można zamieść suche liście na podjeździe - które regularnie przylatują z ogrodu obok - czy pograbić cos w mini ogrodzie. Albo pojeździć na wrotkach, pograć w badmintona (jak przestanie wiać) czy po prostu poleżeć na leżaku, jeśli pogoda pozwoli. Dziś akurat jest zimno, ale w sobotę można było się nawet trochę poopalać.


Dziś mamy jakby inną porę roku aż trudno mi uwierzyć, że tak ciepło było w sobotę i niedzielę. Dobrze, że wykorzystaliśmy te dni na bycie na dworze. Tym bardziej, że prognoza przewiduje deszcze pod koniec tego tygodnia.

Póki co, jest dobrze. Oby tak dalej...

poniedziałek, 16 marca 2020

Nowa rzeczywistość

Jako kronikarz życia mojej rodziny nie mogę nie wspomnieć o sytuacji, która ostatnio dotyka nas wszystkich. Panoszący się wszechobecnie koronawirus.



Dotychczas życie toczyło się tu na południu Francji całkiem spokojnie, mimo niepokojących doniesień ze świata no i pobliskich Włoch. Ludzie siedzieli w kawiarniach, spacerowali nad wodą, w sklepach nie było pustych półek, można było kupić płyny dezynfekujące i wszystko wyglądało w miarę normalnie.

Teraz sytuacja trochę się zmieniła. Od dzisiaj zamknięte są szkoły, kawiarnie, część sklepów i miejsca w których gromadzą się ludzie. Krążą plotki, że lada dzień wprowadzony będzie stan, podczas którego nie będzie można wychodzić z domu bez ważnego powodu. Prawda to czy nie, dziś ludzie oszaleli. W pobliskim sklepie spożywczym tłum. Makaronu, mąki i papieru toaletowego brak. Ja na szczęście zrobiłam już wcześniej duże zakupy, a dziś chciałam jeszcze tylko na wszelki wypadek dokupić kilka produktów. Skończyło się to na staniu w bardzo długiej kolejce do kasy (jednej z kilku), choć kasjerka była naprawdę bardzo szybka. Wychodząc ze sklepu okazało się, że drzwi są zamknięte i ochrona wypuszcza i wpuszcza pojedynczych klientów, a na zewnątrz duża grupa ludzi czekała  na wejście. W tej sytuacji z pewnością niejedna osoba się dzisiaj zarazi.

Ja niedawno leciałam samolotem, więc gdy któregoś dnia po powrocie słabo się czułam, oczywiście przestraszyłam się, że złapałam tego wirusa. Na drugi dzień na szczęście wszystko było w porządku, więc raczej to była jakaś inna infekcja ale kto wie??? Może jakiś lekki przebieg?

Staramy się zachować spokój w obecnej sytuacji. Dobrze, że jesteśmy wszyscy razem na miejscu. Olek jeszcze chodzi do biura, ale pewnie niedługo będzie pracował z domu. Branża statków pasażerskich ma teraz ogromne problemy, coraz więcej krajów nie wpuszcza statków do portów więc wiele z nich musi przeczekać bez pasażerów trudną sytuację przynosząc straty, a ich właściciele szukają kandydatów do zwolnienia z pracy.
Pogoda jest bardzo ładna, więc można posiedzieć rano na nasłonecznionym tarasie, zrobić zaległe porządki, przeczytać książki, na które wcześniej nie było czasu, spędzić więcej czasu z rodziną. To akurat jest pozytywną stroną tej sytuacji. Wczoraj wieczorem poszłam pojeździć na rolkach i było wspaniale pusto na nadmorskim chodniku spacerowym, to kolejna korzyść. Trzymajmy się więc zdrowo, doszukując się plusów w nowej codzienności. Za jakiś czas wszystko z pewnością wróci do normy...

środa, 4 marca 2020

Moena

Moena to urokliwe miasteczko we Włoszech, do którego jeździmy chętnie na zimowy odpoczynek. Za każdym razem mieszkamy w tym samym hotelu. Jego główną zaletą, poza przyjemnym wystrojem i czystością, oraz centrum wellness z basenem, jest jego lokalizacja - bardzo blisko centrum miasteczka. Dzięki temu, po dniu spędzonym na stokach można wieczorem przejść się na mały spacer, zrobić szybkie zakupy albo pójść do przyjemnego baru czy restauracji, których jest tu sporo. Górskie miejscowości we Włoszech charakteryzują się specyficzną architekturą i przyjemnym klimatem, jedynym w swoim rodzaju. Jest czysto i porządnie, no i wszędzie w wystroju dużo drewna, co bardzo mi się podoba. Chętnie wrócimy tam jeszcze pewnie nie raz.




Dwa bałwanki...

Są też już zające...


...niedługo Wielkanoc.

niedziela, 1 marca 2020

Sztruks w samo południe na Alpe Lusia

No i wróciliśmy z wyjazdu na narty. Po raz czwarty byliśmy w Moenie , w Val di Fassa w Dolomitach. Jak zawsze było tam bardzo przyjemnie, nic się nie zmieniło (i to dobrze). Te same osoby pracują w hotelu i ulubionych barach, więc można się poczuć trochę jak "u siebie".
W miasteczkach nie ma prawie śniegu, za to na stokach było całkiem sporo i jeszcze trochę dopadało w czasie naszego pobytu.

Tego dnia było -10 stopni, ale odważyłam się zdjąć rękawiczkę, żeby zrobić zdjęcie tego pięknie przygotowanego stoku.



Pogoda ogólnie była nienajgorsza, trochę słońca, mgły, wiatru, ciepła i ostrego mrozu - zmienna jak to w górach, ale udało się w pełni wykorzystać narciarsko każdy dzień. No a potem relaks na basenie, w saunie i odkrytym przez nas dopiero tym razem tepidarium. Jest to mały pokoik z delikatnym światłem i relaksującą muzyką, w którym stoi kilka leżanek z ciepłymi materacami wypełnionymi wodą, co pozwala na rewelacyjny relaks. Cos wspaniałego! Emi najpierw nie miała ochoty żeby tam pójść, a jak w końcu spróbowała, to nie chciała wyjść...
Stacje narciarskie w pobliżu Moeny są bardzo dobrze przygotowane i nie ma tam zbyt wielu narciarzy, dlatego tam wracamy. Można się bardzo dużo najeździć, bez tłoku, kolejek, płatnych parkingów i w przyjemnej, kulturalnej atmosferze. Jeden dzień spędziliśmy w innej stacji trochę dalej i byliśmy bardzo rozczarowani. Mnóstwo ludzi, na stokach chaos, mało długich tras i kolejki. Nie ma według mnie sensu kupować droższego karnetu do wykorzystania na większym obszarze, trzy stacje najbliżej Moeny w zupełności usatysfakcjonują nawet wymagających narciarzy. A zaoszczędzone pieniądze lepiej wydać na coś pysznego w narciarskim barze, opalając się na ławce.

W barach i schroniskach można zobaczyć stare zdjęcia z tych stron. A na nich wszyscy tacy eleganccy...

Przytulny wystrój barów na stokach zachęca, żeby zostać tam dłużej. W tym schroniliśmy się, żeby przeczekać mgłę, w której nie dało się jeździć.




Normalny dzień narciarski zaczyna się od wczesnej pobudki, żeby skorzystać z najlepszych warunków na stokach. Kiedy mocno grzeje słońce, koło południa robi się już "ciapa" ze śniegu i to nie jest przyjemne. Warto wstać po 7, żeby pojeździć na "sztruksie" (czyli po równym śladzie zostawionym przez ratrak ubijający śnieg) jako jedni z pierwszych na trasie. Jednak jak się okazało, czasem można mieć też sztruks w samo południe. Ostatniego dnia mocno wiało i część tras była nieczynna z powodów bezpieczeństwa. Na szczęście jednak wiatr trochę się potem uspokoił i koło południa wyciąg na jedną z najlepszych tras w Alpe Lusia został uruchomiony. Swoja drogą nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak długo trwa "wyprowadzenie z garażu" wszystkich wyciągowych kanap - na tyle długo, że można porządnie zmarznąć zanim zostanie się w na ów wyciąg wpuszczonym. W końcu cały tłumek oczekujących doczekał tej szczęśliwej chwili i udało się wjechać na górę, by w silnym wciąż niestety lodowatym wietrze zjechać po twardym, zmrożonym wzorku, jako jedni z pierwszych. Co za uczucie!



Pusta trasa (poniżej), spełnienie narciarskich marzeń..



Na zdjęciu niżej, z tyłu za mną widać 3 najlepsze według nas trasy, na Col Margherita. Długie, dobrze przygotowane. Najbliżej mnie czarna, dalej czarno czerwona i ostatnia z mojej prawej czerwona.


Trzeba pojechać tam znowu...