czwartek, 26 września 2013

Smacznego!

Dwa dni temu pojechałam sama do Ventimigli, żeby trochę trochę ją pozwiedzać i poszukać fajnych sklepów. Pociągiem jedzie się 15 minut. Staroświecki dworzec, z przytulnym barem, w którym tez jest sklep. Bardzo lubię podróżować pociągami poza Polską, bo ogólnie jest czysto i przyjemnie, choć nie tanio, niestety.
Miasto Ventimiglia jest ogólnie ładne, choć trochę bałaganiarskie w porównaniu z miasteczkami francuskimi, które widziałam. Oczywiście jest nadmorska promenada, bardzo ładny park i starówka na wzgórzu. Jest trochę sklepów, ale nic sobie nie kupiłam, bo rzeczy w przystępnych cenach są byle jakie, a te fajniejsze są już bardzo drogie i często naprawdę nie warte tej ceny. Mnóstwo jest sklepów z alkoholem, który jest tańszy niż w Francji i podobno ludzie specjalnie po to tu przyjeżdżają. Teraz można kupić nowość, mój ulubiony drink Martini Royale jako gotową mieszankę w butelce, polecam (we Włoszech kosztuje 7 euro).

Na koniec mojego pobytu tam oczywiście zrobiłam zakupy na targu, ciężko się oprzeć tym pysznościom, tym bardziej że Emilka uwielbia ravioli. Kupiłam więc świeże z mięsem (zwykle biorę lepsze malutkie raviolini ale tym razem nie było), bardzo dobre kluski serowe, kawałek sera Ricotta, który jest tam pyszny, smakuje jak twarożek domowej roboty, drugi twarożek pikantny, który niestety smakuje jakby dodano do niego zmielone stare skarpety (no cóż, trzeba próbować różnych rzeczy...). Sprzedawcy wszystko pakują do pudełek i często mają specjalną maszynę, która zakleja to folią. Wzięłam też trochę suszonych pomidorów w oliwie, pyszne migdałowe ciasteczka i udka kurczaka bez kości, których niestety we Francji nie znalazłam jak na razie. Udka były tak pięknie przygotowane, ze aż musiałam je pokazać...




Smacznego!

środa, 25 września 2013

Sport

Tutaj bardzo wiele osób uprawia sport. Jako że mieszkamy przy nadmorskiej promenadzie, widać tu mnóstwo ludzi, którzy biegają, lub jeżdżą na rowerach. Większość tych drugich wygląda bardzo profesjonalnie, w kolarskich ubraniach i na odpowiednich rowerach, często są to całe grupy kolarzy. Wielu starszych ludzi pływa w morzu, nawet kiedy nie ma upału.
W ostatnią niedzielę odbywały się tu zawody w Triathlonie. Start i meta były przed naszymi oknami, bo jest tu i plaża, z której zawodnicy płynęli i ulica po której najpierw jechali na rowerach a potem biegali. Większość zawodników wyglądała super profesjonalnie, szczupli i wysportowani, ale byli też niektórzy nawet trochę grubi i bardziej amatorscy (tych ja najbardziej podziwiałam).

Patrząc na to wszystko, czuje się wewnętrzny przymus, żeby trochę się poruszać. Ja czekam z niecierpliwością, aż skończy się sezon, bo będę wtedy jeździć tu na rolkach. Na razie tego nie robię, bo mimo, że jest gładki chodnik, to chodzi tu jeszcze całkiem sporo ludzi, a nie ma ścieżki rowerowej. Czasem widzi się osoby na rolkach, którym jazda między ludźmi nie przeszkadza, ale ja nie czułabym się bezpiecznie. Niedługo tez zostanie otwarty teren koło oczyszczalni, która jest przed naszym domem (bardzo elegancka). Będzie tam jakieś boisko, kamienny plac i dookoła asfaltowa ścieżka, która wygląda na specjalną do jeżdżenia właśnie na rolkach, a jeśli nie to i tak się to miejsce świetnie do tego nadaje.
Rolkowy raj oczywiście jest w Nicei na Promenade des Anglais (zobacz na żywo tu), ale póki co jeszcze tam z różnych względów nie pojeździłam.

 A oto zdjęcie Emilki, zrobione tak po prostu, na którym się załapali jacyś biegacze...

poniedziałek, 23 września 2013

Skuter no.1

Jak wiadomo, mnóstwo ludzi jeździ tu na skuterach. Niektóre z nich są zwykłe, inne odjazdowe albo piękne. Kiedy widzę taki fajny skuterek, to nie mogę się oprzeć, żeby nie zrobić mu zdjęcia. Oto pierwszy z kolekcji:


sobota, 21 września 2013

Jesienne owoce

Tutaj na drzewach zamiast jabłek rosną...(kto zgadnie co?)



... grejpfruty!!!

Z tyłu widać drzewo lemonkowe, niestety owoce były jeszcze małe i słabo widoczne na zdjęciu.

piątek, 20 września 2013

Takie tam

Zauważyłam ciekawą rzecz. Otóż, mimo że mamy tu prawie codziennie piękną pogodę, prawie letnią, to wewnętrzny zegar czuje to, że dotąd o tej porze roku zawsze już mieliśmy jesień. Mam ochotę zawinąć się w koc i wypijać duże kubki herbaty. Organizm się jakby przygotowuje do snu zimowego...
Niestety przyplątał się nam jakiś wirus. Wczoraj Emilka nie poszła do szkoły bo źle się czuła, a Lidka po powrocie ze szkoły miała stan podgorączkowy. Dziewczyny poleżały i dziś już zdrowe - w pełni sił, poszły chętnie do szkoły, bo po południu Emi ma basen a Lidka zajęcia sportowe w dużej sali gimnastycznej (tej samej w której trenuje klub koszykarski Emilki). Dzieci są tam zawożone autokarem, wszelkie koszty pokrywa szkoła. Lidka generalnie uwielbia WF, poniedziałek i piątek to jej ulubione dni w szkole, z tego powodu właśnie. Dostała porządne buty sportowe jest więc bardzo zadowolona (tym bardziej, ze Emi ma takie same, tyle że zawiązywane, bo te Lidzi są na przylepce).
Ja niestety czuję się nie najlepiej, bo dziś chyba moja kolej na chorowanie. Na szczęście jak widać po dzieciach, to nic poważnego ani długotrwałego. Dobrze, że mogę sobie poleżeć, obowiązki domowe nie uciekną (niestety!).
Za 10 dni zaczynam kurs francuskiego, codziennie 4 godziny przez 4 tygodnie, w Nicei. Będę jeździć pociągiem, codziennie na 9. Dobrze, że od dworca idzie się na miejsce niecałe 15 minut - już to sprawdziłam, żeby się pierwszego dnia nie spóźnić. Ciekawe, ile zdążę się w czasie tego kursu nauczyć? Ja jak widzę napisany tekst, to jestem w stanie zrozumieć, o co tam chodzi (prawie codziennie dzieci przynoszą jakieś informacje ze szkoły). Gorzej jakby ktoś mi to samo powiedział, wówczas jestem w stanie wyłapać tylko kilka słów. Na razie uczę się tego co na bieżąco jest mi potrzebne, np. jak mam kupić bilet na pociąg, co powiedzieć u lekarza, czy w sklepie mięsnym. Na szczęście zwykle bywam zrozumiana (hurra!).

Zdjęcie poniżej to jesień w naszym ogródku w Gdyni, rok temu...



Menton

Mieszkamy bardzo blisko granicy między dwoma miastami, Roquebrune i Menton. To drugie jest bardzo przyjemnym, niezbyt dużym kurortem, który dawno temu należał do Włoch i jest to widoczne w typowej dla włoskich miasteczek w tym rejonie zabudowie starówki. Wygląda to jakby ktoś na wzniesieniu zbudował kościół a potem poobklejał go wąskimi, kilkupiętrowymi kamieniczkami w różnych kolorach. Uliczki są wąskie, mroczne, z wieloma tajemniczymi przejściami i schodami. W Menton jest też nadmorska promenada, port jachtowy, plaże, deptak, mnóstwo restauracji i trochę sklepów. Zaraz za miastem jest granica z Włochami.
Bardzo lubimy pojechać sobie tam czasem wieczorem na rowerach na spacer, lody czy coś do jedzenia. Byliśmy raz z dziećmi na teatrzyku kukiełkowym w parku. Są tez oczywiście pyszne włoskie lody, mój ulubiony smak to czekoladowa pomarańcza, coś wspaniałego!
Latem Menton tętni życiem do późnego wieczora. Teraz jest już trochę spokojniej, ale też przyjemnie.






poniedziałek, 16 września 2013

Oceanarium

W Monako, niedaleko pałacu księcia jest piękny stary budynek, w którym jest muzeum oceanograficzne i oceanarium (http://www.oceano.mc/en). Wszystkie akwaria znajdują się w podziemiach, a jest ich dużo, w tym kilka ogromnych. Są osobne sale dla mórz tropikalnych i Śródziemnego, oprócz tego sala w której można dotykać małe rekiny (my jakoś nie chcieliśmy tego robić...). Jest też oczywiście sklep z pamiątkami, w którym jest wiele bardzo ładnych rzeczy. Niestety, nam udało się na razie tylko obejrzeć część z żywymi rybami - do części muzealnej nie weszliśmy,bo dzieci były już głodne i zmęczone. Zwiedzimy to innym razem. Naprawdę warto to wszystko zobaczyć na żywo, nam bardzo się podobało.
Kilka pierwszych zdjęć zrobiono telefonem - całkiem dobrze wyszły, mimo że ryby i koralowce były w ciągłym ruchu.























piątek, 13 września 2013

Życie codzienne

Goście pojechali, wieczory stały się chłodniejsze - idzie jesień... W ciągu dnia pogoda nadal plażowa co prawda, ale dziś pierwszy raz spaliśmy pod kołdrą i to było bardzo przyjemne (niedawno oznaczałoby to ugotowanie się ).
Kończy się drugi tydzień szkoły. Ogólnie jest ok. Lidka radzi sobie nieźle. Emilka była świadkiem jak się Lidzia zgłosiła, poszła do tablicy i zrobiła dobrze to, co miała zrobić. Emi razem z chłopcem z Włoch, który też jest tu nowy, chodzą czasem na lekcje francuskiego do pierwszej klasy, żeby się pouczyć. Ona trochę rozumie i całkiem dobrze czyta po francusku. Matematyka jest na poziomie Emi, a wczoraj nauczyciel pokazywał wszystkim w klasie, jak ładnie zrobiła stronę tytułową w zeszycie. Lidzia czasem sobie popłakuje na długiej przerwie obiadowej, kiedy nie jest razem z Emi, ale mówi, ze w szkole jest fajnie. Poza tym wszyscy tam wiedzą, że one są siostrami i dbają o to, żeby mogły np.jeść obiad razem. Jedzenie w szkole jest smaczne. Zawsze na początku sałatka, potem ciepłe danie, na koniec serek i owoce, a nawet raz były lody!
Zaliczyłam już jedno zebranie rodziców w klasie Lidki, po południu idę do Emi. Na pierwszym miałam tłumacza (kolega który u nas był zna francuski). Dziś już nie będzie tak łatwo, ale na szczęście nauczyciel mówi po angielsku, więc się dogadamy. W szkole dziewczyny uczą się też włoskiego.
Każdego dnia dzieci przynoszą wiele informacji ze szkoły, trochę z tego rozumiemy, a jeśli nie, to udaje nam się to jakoś z pomocą komputera i słownika przetłumaczyć. Ogólnie dajemy radę, chociaż trochę się trzeba z tym wszystkim pomęczyć. Grunt, że nastawienie dzieci jest dobre i już mają sympatyczne koleżanki. Emilka była nawet na  przyjęciu urodzinowym dziewczynki z klasy.
Byłyśmy też już u lekarza, bo potrzebne były zaświadczenia o stanie zdrowia dzieci do szkoły. Lekarz mówi dobrze po angielsku, zbadał dziewczyny (zmierzył, zważył, sprawdził ciśnienie, osłuchał, sprawdził uszy i gardło) i wszystko jest w porządku. Lidka niedługo będzie miała szczepienie. Do gabinetu lekarskiego idziemy kilka minut, a pracują tam dobrzy pediatrzy, bo polecono nam właśnie to miejsce i okazało się, że to tak blisko.

 

To nie nasz skuter, Olek ma trochę inny i czarny, a ten był tak ładny, ze trzeba było pokazać na zdjęciu.Emi już nie może się doczekać, kiedy będzie mogła mieć własny, ale ten pomysł mi się wcale nie podoba...


środa, 11 września 2013

Urodziny

Dziś są urodziny Lidki. Na szczęście akurat jest dzień wolny od szkoły. Mamy w planie pójście do wesołego miasteczka, które jest niedaleko, potem na plażę, a wieczorem jak Olek wróci z pracy będzie tort ze świeczkami.

Lidzia bardzo dziękuje wszystkim za życzenia i prezenty.


sobota, 7 września 2013

Chateau

W Roquebrune Cap Martin, prawie na szczycie jednej z gór znajduje się mały, średniowieczny zameczek. Widać go z drogi do Monako, więc któregoś dnia postanowiliśmy zobaczyć go z bliska.
Z dołu wygląda on niepozornie, raczej jak ruiny, tymczasem na miejscu okazało się, że jest tam również maleńkie miasteczko, pełne uroku, a co najdziwniejsze,  ludzie tam mieszkają!

W jednej z wąskich uliczek natrafiliśmy na biuro miejskie, przy którym było oszklone pomieszczenie pokazujące starodawną kuźnię oraz makietę tego mini miasta.























Zamek można zwiedzać, ale nam się nie udało, bo trafiliśmy na sjestę (tu jest tak wszędzie i jeśli człowiek chce trochę dłużej pospać, to może załatwić różne rzeczy dopiero po 15 lub 16...) Mimo to spacer krętymi uliczkami, w których poza śpiącymi kotami nie spotkaliśmy prawie nikogo, był bardzo przyjemny. No i cały czas nie mogę się nadziwić, ze ludzie mieszkają w takim miejscu.






To miejsce jest tez świetnym punktem widokowym.Tak wygląda stąd Monako (ta część z wieżowcami, z przodu to jeszcze część Roquebrune).


piątek, 6 września 2013

Jeszcze trochę zdjęć z wakacji



Ile dzieci jest na tym zdjęciu...?

 Niedaleko plaży w Albendze znajduje się wysepka. Jest prywatna i nie można na nią wchodzić. Jedyne co jest dozwolone to podpłynięcie łódką lub jachtem do mini portu, który tam jest. Na szczycie jest budynek, częściowo stary, z dobudowaną nowszą częścią. Ciekawe do kogo to należy...






czwartek, 5 września 2013

poniedziałek, 2 września 2013

Klub koszykarski

W Roquebrune (czyli tu gdzie mieszkamy) jest klub koszykarski dla kobiet, podobno dobry (rcmbasket.fr). Można w nim trenować już od 6 roku życia. Poszliśmy tam dzisiaj, żeby zapisać Emilkę, która w szkole sportowej pokochała koszykówkę i koniecznie chce dalej trenować.
Kiedy przyszliśmy na miejsce, był akurat trening starszych drużyn, co wyglądało całkiem zachęcająco.
W biurze klubu było kilka osób i na szczęście kilka z nich mówiło po angielsku. Wszyscy byli mili i wyglądali na zadowolonych, że przyszły nowe kandydatki (bo Lidkę też chcieli zapisać, ale ona raczej chyba woli balet). Nikt nie pytał, czy Emi wcześniej już trenowała, a jak powiedziałam  że była w szkole sportowej, to powiedziano nam, żeby przyszła na trening starszych dziewczyn, bo te mają doświadczenie (rówieśniczki Emy zwykle są początkujące). Wszyscy byli bardzo mili, od razu poinstruowali nas, gdzie najbliżej naszego domu znajdziemy lekarza, który musi wystawić zaświadczenie o stanie zdrowia koszykarki.
Jeden z trenerów i jedna zawodniczka pochodzą ze Słowacji, więc może pomogą się Emilce porozumieć, póki nie opanuje francuskiego.
Nie muszę chyba pisać, że Emi bardzo się ucieszyła i już nie może się doczekać środowego treningu...


Niespodzianka

W piątek wysłałam do koleżanki smsa z zapytaniem co u niej słychać itd. Ona odpisała, ze właśnie są z mężem na lotnisku, bo lecą na wakacje. Na moje pytanie "dokąd?" odpisała dopiero następnego dnia, że do... Nicei! Mają tam wynajęte mieszkanie na tydzień i jeśli mamy czas to chętnie się z nami spotkają. Bardzo mnie ucieszyła taka niespodzianka i od razu zaprosiliśmy gości do siebie, a ku mojej radości zostali też u nas na jedną noc.
Na razie wygląda na to, że nasze życie towarzyskie tutaj jest i będzie jak na razie bardzo bogate, bo były tu już 2 rodziny, w czwartek spodziewany się przyjazdu kolegi z synem na kilka dni, a w sobotę spotkamy się z jeszcze jedną parą, która przyjedzie na kilka dni do Nicei. Bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu mniej odczuwam tęsknotę za domem.
Zapraszamy wszystkich chętnych do odwiedzenia tych pięknych okolic i nas!