czwartek, 28 grudnia 2017

Święta w Francji

W tym roku nie pojechaliśmy na Boże Narodzenie do Polski. Szkoda, że nie spotkaliśmy się z rodziną, ale było miło i nawet nauczyłam się robić całkiem dobry barszcz...







 Szczera radość z prezentów...





czwartek, 21 grudnia 2017

I zrobiło się w końcu ciepło

Nareszcie! Ogrzewanie działa. I tak naprawdę dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo zimno było w tym domu. Teraz już mamy ciepło i trzeba zapomnieć o tym co nieprzyjemne. Bo przecież już prawie Święta! W końcu można palić pięknie pachnąca świecę, którą kupiłam w Polsce jeszcze latem, ale schowana czekała na grudzień i teraz z radością sobie o niej przypomniałam. Zapach bardzo przyjemny, w sam raz na oczekiwanie na Boże Narodzenie.


Jutro ostatnie zakupy - muszę kupić schab, który nadzieję śliwkami i upiekę, by potem jeść go na zimno. Robię go na każde święta, bo lubimy ten smak a przy tym to bardzo łatwe w przygotowaniu. W sobotę kupię ryby i raczej nie będzie to karp, choć podobno we Włoszech go się jada.

Dziś w szkole Lidki koncert kolęd. Rok temu nie było czegoś takiego ze względu na zagrożenie terrorystyczne, również nie było tradycyjnego kiermaszu na koniec roku szkolnego. Dobrze, że teraz znowu można takie imprezy organizować, choć z ograniczoną ilością widzów (po 2 osoby od każdego dziecka). Bananowo-kakaowe muffinki już czekają, żeby je zanieść na wspólny bufet dla dzieci.


W tym roku mamy dwie choinki, jedną w salonie a drugą na tarasie, bo wymyśliłam sobie, że ładnie by wyglądało, gdyby za oknem koło schodów na dolny poziom stała oświetlona choineczka. Tak  zrobiliśmy i mamy tam teraz dekorację rowerowo-świąteczną... A dlaczego nie? Cytrusy w prezencie od właścicielki mieszkania, z jej ogrodu:"Witaminy, żeby się nie rozchorować podczas awarii ogrzewania". Niby to miłe z jej strony, choć zbyt dużo nerwów nas ta sytuacja kosztowała. Dobrze, że to już koniec!



poniedziałek, 18 grudnia 2017

Zimno, zimno, święta idą...

W domu zimno, Lidka chora... nie jest przyjemnie przed tymi świętami. Mamy za to ładną choinkę i zakupy z polskiego sklepu w Nicei, więc na Wigilię będzie dobry barszcz z uszkami, kapusta, śledzie i opłatek. Resztę można kupić we Francji ale na przykład kapusta kiszona tutejsza ma całkiem inny smak. Trudno też znaleźć surowe buraki, choć na szczęście mi się udało.
Choinkę trzeba było kupić wcześniej, bo przed samymi świętami już są wyprzedane - tutaj stroi się te drzewka wcześniej, nawet kilka tygodni przed Wigilią. Nam trafiło się bardzo ładne, równomiernie rozszerzające się ku dołowi drzewko, które nawet odrobinę pachnie. Nie wiem dlaczego, ale wiele rodzajów choinek nie ma prawie zapachu, a dla mnie to bardzo ważne, by drzewko pięknie pachniało.
W ubiegłym tygodniu udało nam się pojeździć już na łyżwach - lodowisko w Monako jest bardzo przyjemnym miejscem choć trzeba uważać na szalejących młodych hokeistów, którzy się popisują, bo jeżdżą zdecydowanie najlepiej ze wszystkich. Na szczęście są obecne osoby, które pilnują porządku na lodowisku. Tym razem była z nami Lila, najlepsza koleżanka Lidki. Oby teraz choroba szybko się skończyła, bo chcemy jeszcze trochę pojeździć, a 26 grudnia jedziemy też na narty na dwa dni.





poniedziałek, 11 grudnia 2017

Wciąż marzniemy

Od wczoraj leje, cały dzień, całą noc i dziś ma być tak do wieczora. Wolałabym żeby padał śnieg, ale to niemożliwe, bo jest dziwnie bardzo ciepło (13 stopni), co też nie jest tu normalne. Z tego, że jest ciepło to w sumie się cieszę, bo nasze ogrzewanie wciąż nie działa... Już się trochę nawet do tego przyzwyczailiśmy.  Na pewno lepiej śpi się w chłodzie i cera się nie wysusza jak zwykle w okresie grzewczym. No ale tak poza tym to nie jest zbyt przyjemnie. Zaczął się nowy tydzień, więc jest nadzieja, że w końcu uda się kupić części zamienne i ktoś to w końcu naprawi. Oby jak najszybciej,bo święta idą...


Wczoraj byliśmy w kinie na filmie "Paddington 2", który bardzo nam się podobał. Kolorowy, ciekawy, mówią tam pięknym angielskim (to była wersja oryginalna z francuskimi napisami). Wesołe miasteczko w filmie zachęca, żeby pójść potem na jabłko w lukrze albo ulubione churrosy, które kuszą kawałek dalej na świątecznym jarmarku w Monako. Aż szkoda, że nie można było potem tam zajrzeć bo wszystko skąpane w ulewie i zamknięte - klienci schowani w domach. Brrr! Podobno jutro ma być znowu słonecznie...

środa, 6 grudnia 2017

Zawsze może być gorzej

Zastanawiam się, czy to jakieś fatum nad nami zawisło? Sytuacja jest dosyć dziwna, bo kilka lat temu w pierwszym roku naszego pobytu we Francji mieliśmy awarię ogrzewania. Było to w ostatnie dni listopada, właśnie wtedy, kiedy zapowiadano najzimniejsze dni, z deszczem, wiatrem i ogólnie brrrr!

Minęło kilka lat, mieszkamy teraz w innym domu i podczas gdy prognozy pogody były lodowate - jak na lokalne warunki - u nas zepsuło się ogrzewanie! Ha! Wezwaliśmy serwis, który pojawił się zaskakująco szybko i mimo, że przez dwie godziny próbował naprawić urządzenie napędzające ogrzewanie podłogowe które tu mamy, to okazało się, że awaria jest poważna i trzeba wymienić części, których oczywiście ów fachowiec nie miał przy sobie. "Radzę znaleźć inny sposób ogrzewania, bo to potrwa przynajmniej kilka dni" powiedział i zostawił mnie w szoku. Temperatury w nocy to kilka stopni, w ciągu dnia rosną nawet do 13 ale to tylko około południa. tak więc czym prędzej trzeba było kupić jakieś grzejniki (na szczęście jest duży wybór takiego sprzętu, tanie, drogie, różne). Udało nam się znaleźć takie jakby kaloryferki na kółkach, w których jest olej, który się nagrzewa po podłączeniu urządzenia do prądu. Dwa grzejniki kosztowały akurat tyle ile narty, które chcieliśmy kupić dla Lidki - póki co może pojeździć sobie na kaloryferze...he, he. No i tak już od czwartku żyjemy w temperaturze 18 stopni w domu, w sypialni często 17. Na szczęście w łazienkach są elektryczne grzejniki, więc tam jest trochę cieplej. Później okazało się, że części zamienne do naszego zepsutego sprzętu są trudne do zdobycia, bo to jakiś stary model i wciąż szukają...

Trochę mnie ta sytuacja podłamała, bo nie lubię zimna w domu, zresztą kto lubi? Aż musiałam z tego wszystkiego obciąć włosy... Prawda jest taka, że już od jakiegoś czasu mnie denerwowały i jak jeszcze to się stało, to już miałam wszystkiego dosyć i chciałam poprawić sobie nastrój. Poza tym jak chodzić w zimnicy z mokrymi włosami? A takie krótsze to suszy się kilka minut.

Tymczasem nie był to koniec złego, które nas spotkało. Złapałam jakiegoś ohydnego wirusa i w niedzielę rano strasznie się poczułam. Wymioty, silny ból wszystkiego w środku, od rana do wieczora. Już nawet pić nie mogłam, bo wszystko lądowało w muszli. Ani leżeć, ani siedzieć - coś okropnego! W poniedziałek wciąż było nie najlepiej, ale nie aż tak źle. Dziś jest środa a wciąż boli mnie brzuch, choć jem bardzo delikatne rzeczy. Jednak ogólnie na szczęście czuję się już dużo lepiej. I to wszystko w tym zimnie... Nawet popadał śnieg, co zdarza się tu bardzo rzadko.
Ciekawe, jak ta sytuacja rozwinie się dalej. Nie ma co narzekać, bo zawsze jak napisałam wyżej może być gorzej, ale łatwo się mówi! No nic, idę zrobić herbatę...

Śnieg na górach za naszym oknem to rzadkość. Szkoda, bo tak ładnie to wygląda.

 Nowy najlepszy przyjaciel - grzejnik który ogrzeje zmarznięte stopy...




poniedziałek, 27 listopada 2017

Czas na oliwę

Jak co roku pojechaliśmy do Imperii na festiwal oliwy. To już taka nasza lokalna tradycja. Było przyjemnie, tak samo jak za każdym razem. Co ciekawe, to są takie same stoiska w tych samych miejscach, już kojarzymy niektórych producentów po etykietkach i pamiętamy, co smakowało nam poprzednim razem. No i na szczęście to najsmaczniejsze świeże pesto również można znaleźć w tym samym miejscu.




Po posmakowaniu kilkunastu rodzajów oliwy, kupiliśmy dwie. Jedna jest całkowicie mętna, żółtozielona, druga w czarnej puszce - obie pyszne. Oprócz tego wzięliśmy oczywiście pesto, pomidory suszone w oliwie i pikantną pastę z takich pomidorów.


Jak w końcu się załapałam na jakieś zdjęcie, to mam prawie zamknięte oczy...


Po "męczącym" spacerze poszliśmy do kawiarni, która jest bardzo stara. Bywał w niej również Mussolini i podobno został tam spoliczkowany przez jakąś kobietę za niewybredny komplement.




Dobrze, że były tam też sklepy bardziej atrakcyjne dla dzieci...



czwartek, 23 listopada 2017

Morskie klimaty

Niedawno ponownie udało mi się spędzić kilka godzin na żaglowcu "Royal Clipper", a nawet zrobić mini rejs. Było bardzo przyjemnie, jak zawsze. Wcześniej tego dnia zobaczyłam go jak na pełnych żaglach płynie w stronę portu w Monako, wzdłuż plaży w Roquebrune Cap Martin. Widok wspaniały! A świadomość, że tego dnia wieczorem i ja tam będę na pokładzie - bezcenna...





poniedziałek, 20 listopada 2017

Jeszcze trochę jesieni

Na pograniczu Francji i Włoch nad morzem, pogoda zmienia się powoli i delikatnie. Bywają długie okresy pogodowej "nudy" kiedy codziennie jest tak samo. Nikt na to oczywiście nie narzeka. Pory roku trwają długo i poza temperaturą aż tak bardzo się między sobą nie różnią. Tylko długość dnia się zmienia. Jak już przyszła jesień, to będzie trwać aż do... wiosny. Większość drzew, które tutaj rosną jest przez cały rok zielona, a im bliżej do końca roku, tym więcej widać owoców: oliwki, mandarynki, cytryny, pomarańcze... Niestety te zerwane z drzewa w parku, nie nadają się do jedzenia. Za to małe drzewko mandarynkowe w naszym ogródku daje bardzo smaczne, słodkie owoce, choć dojrzewają dopiero w styczniu. Na drzewie oliwnym za oknem sypialni też jest już mnóstwo ciemnych kuleczek. Ciekawe, czy podobnie jak rok temu, wszystkie będą zjedzone przez ptaki.

Póki co, na zdjęciach wciąż jesień...