czwartek, 2 kwietnia 2015

Uffff....

Zdaliśmy dziś poprzednie mieszkanie. Napracowaliśmy się bardzo. Mnóstwo pakowania i sprzątania, a na koniec trzeba było przywrócić je do poprzedniego stanu, czyli zawiesić wszystkie dziwne firany, ustawić meble tak jak były na początku, poukładać w szafkach wyposażenie kuchni sprzed dziesięcioleci (takie "gadżety" pamiętam z dzieciństwa, mieliśmy  podobne jak byłam mała). Wypucowałam co się da wspaniałym płynem w sprayu z dodatkiem chloru, który czyni cuda. Staram się zbyt często nie używać czegoś takiego, bo to szkodliwe dla środowiska, no ale w wyjątkowej sytuacji chyba można. Oszczędza to wiele czasu, bo tłusty kuchenny brud schodzi momentalnie. Tak więc mieszkanie w  stanie nieskazitelnym agentka w imieniu właścicieli "przyjęła" bez problemu. Uffff...
To niestety nie koniec ciężkiej pracy, bo w naszym nowym mieszkaniu wciąż piętrzą się góry kartonów i trzeba ulokować wszystkie te rzeczy, które są "niezbędne". To jest też przyczyną, dlaczego nie pokazuję tu zbyt wiele z nowego lokum. Cierpliwości.
Przed nami Wielkanoc. Nie było jednak na razie czasu żeby się jakoś tym tematem specjalnie zająć. Dopiero jutro mogę wybrać się na zakupy i udekorować może trochę dom. Jedyne co wcześniej zrobiłam w ramach przedświątecznych przygotowań to wysiałam rzeżuchę, bo to trzeba zrobić wcześniej, wiadomo. Ale kartki z życzeniami od nas tym razem niestety nikt nie dostanie. Wybaczcie...
Wczoraj większość dnia spędziliśmy w starym mieszkaniu. Trzeba było jednak też coś zjeść wiec zrobiliśmy sobie przerwę i poszliśmy do pizzerii, która znajduje się bardzo blisko tamtego miejsca. Wcześniej tam nie jadaliśmy, bo właściciel i kucharz w jednej osobie wygląda dość nieapetycznie w wyciętym podkoszulku. Po stolikach często przechadza się kot, gdy lokal jest nieczynny. Jeden raz zamówiliśmy tam pizzę na wynos i była całkiem w porządku, więc tym razem poszliśmy właśnie tam, bo blisko i była akurat piękna pogoda więc można było siedzieć na zewnątrz a nie tam gdzie chodził kot. Gospodarz lokalu chyba się zdziwił, że nas zobaczył bo wie, ze mieszkamy w pobliżu (znamy się z widzenia) a nigdy tam nie zawitaliśmy. Okazało się, ze pizza była nie gorsza niż gdzie indziej, wino lepsze niż w niejednej restauracji na promenadzie a wszystko razem niedrogie i nikomu nie zaszkodziło. Tylko kawa była słaba.


Bardziej spostrzegawczy zobaczą samochód z Polski zaparkowany nieopodal


Słońce prażyło jak latem, co wcale nie zdarza się tu codziennie.



Na deser w taki słoneczny dzień oczywiscie muszą być lody... Tym razem wzięłam smak gianduia (jak Nutella). Po prostu "niebo w gębie"


2 komentarze:

  1. No już czekamy, ale pomału, nie dajcie się zwariować i spieszcie się powoli
    Słońce jak malowane u Was,a tu Nelka zmyka do chaty tak zimno, dziś nawet śnieg padał przez moment. Spokojnych Świąt, wypoczywajcie..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale letnie klimaty, zazdroszczę! a propo pizzy tej koło dawnego mieszkania - też tam jadłam i była dobra. Na wynos i ładne mieli kartoniki na pizzę.

    OdpowiedzUsuń