czwartek, 27 marca 2014

Miska

W ostatni wtorek nauczyciel Emilki musiał gdzieś wyjechać, więc klasa miał lekcje tylko do 11.30. Aby dobrze spożytkować ten wolny dzień, podczas gdy dodatkowo Lidka stwierdziła, że chce zostać po lekcjach w świetlicy aż do 18.00, pojechałyśmy tylko we dwie z Emi do Nicei, żeby w końcu kupić kilka potrzebnych rzeczy. Jechałyśmy samochodem, bo pociąg jest zbyt ryzykowny. Niedawno utknęłam na stacji Nice Ville, bo był jakiś problem na torach i Olek musiał się urwać z pracy, żeby odebrać dzieci. Nie pierwszy raz zresztą miałam kłopot tego typu, ale to temat na osobny rozdział... Tu godna zauważenia uwaga, że już nie boję się jeździć samochodem po tym dużym mieście - kilka miesięcy temu nie odważyłabym się.
Zaparkowałyśmy w parkingu podziemnym centrum handlowego Nicetoile. Po wyjściu z samochodu głos z głośnika nad każdym samochodem wita gości i mówi każdemu jaki ma numer miejsca. Dziwne uczucie ale myślę, że to fajny pomysł.

Tym razem nie będę wyliczać, co kupiłyśmy, bo to już byłoby nudne. Wspomnę tylko o jednej rzeczy - o misce... Każdy, kto mnie zna wie, że lubię piec ciasta i robię to dosyć często. I tu pewnie wszyscy by się zdziwili, jakich narzędzi do tego używam. Stary, ręczny mikser firmy Niewiadów, który jest bardzo dobry, wbrew pozorom. Waga kuchenna, najtańsza jaka była w sklepie 15 lat temu - mała, plastikowa i w zasadzie byle jaka, ale mam do niej sentyment i na moje potrzeby jest wystarczająca. Plastikowa, podniszczona miska, którą już Olek miał w domu jak go poznałam, więc nawet nie wiem ile ona ma lat. Łyżki używam przypadkowe, zwyczajne. Piekarnik za to jest nowy, a to najważniejsze. Bardzo ładny i działa bez zarzutu, choć bez żadnych bajerów, typu obrotowy talerz, tak jak ten którego używałam kiedyś, ale jest naprawdę dobry.
Tutaj, ktoś na pewno może pomyśleć, że sprzęt nie gwarantuje sukcesu w pieczeniu i oczywiście ma rację. Ale jak weszłam do sklepu Alice Delice, w którym jest wszystko co może być potrzebne do domowej produkcji ciast, ciasteczek, lizaków, cukierków, waty cukrowej, pop cornu, pączków, drinków i wielu innych rzeczy to pomyślałam, że zasługuję na porządną miskę! A do tego szpatułkę silikonową, ot co!

Oto i one:



Oczywiście szybko trzeba było te nowe rzeczy wypróbować, więc następnego dnia zabrałam się do robienia ciasta. Miałyśmy ochotę na czekoladowe, ale może jakieś inne niż to, które zwykle piekę. Zaczęłam szukać przepisu w książkach kucharskich i w internecie, ale żaden nie wydawał mi się lepszy od tego, który już mam wypróbowany. Tym bardziej, że miałam całą dużą tabliczkę gorzkiej czekolady Lindt, specjalnej do produkcji słodkości, którą chciałam użyć, a nie tylko kakao, jak to w wielu przypadkach było. Poza tym bolała mnie głowa z powodu bardzo silnego wiatru ( na morzu były największe fale, jakie tu widziałam) i nie miałam siły robić nic skomplikowanego. Na szczęście przypomniało mi się, że mam książkę o "Dziennik Toskański" Tessy Capponi - Borawskiej, w której jest kilka przepisów no i znalazłam tam też taki, o którego szukałam, najlepszy!

To nie jest blog kulinarny, ale podam tu przepis na TORTA DI CIOCCOLATO E MANDORLE, bo jest to najpyszniejsze cisto czekoladowe jakie jedliśmy, a przy okazji najłatwiejsze, jakie kiedykolwiek robiłam. 

Składniki:

20 dag masła
20 dag gorzkiej czekolady (dobrej jakości, bo od tego zależy smak ciasta)
20 dag cukru
20 dag zmielonych migdałów
3 duże jajka

Roztopić czekoladę z masłem, wymieszać z cukrem i migdałami. Wbić jajka jedno po drugim, ciągle mieszając (łyżką, nie mikserem). Wlać ciasto do tortownicy o średnicy około 20 cm wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 160 stopni na 45 min. I już!  
Zdjęcia nie mam, bo już prawie całe zjedzone... Miłego pieczenia i smacznego!




6 komentarzy:

  1. kurcze!!!szkoda ze nie zajzalam do bloga wczesniej bo rano wzielam sie za robienie ciasta dla Bartka:)wlasnie skonczylam tiramisu ale mysle,ze moi panowie chetniej zjedliby to czekoladowe cacko:) No coz,zrobie nastepnym razem.aaaaa-miska ladniusia:)
    K&A

    OdpowiedzUsuń
  2. To ciasto jest dosyć małe, mogłoby nie wystarczyć znając apetyt Bartka... Pozdrawiamy!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, znamy i pamiętamy Twoje wypieki:) Miska śliczna... Pozdrawiam, Kinga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak to prawda,narzędzia to tylko połowa sukcesu. Ja nigdy nie piekłam takich ciast jak ty, a narzędzia nam super. Misek takich mam 5!Rozmiary do wyboru i szpatułek też parę by się znalazło. Ale moją karierę ciastową odmienił prezent urodzinowy,który dostałam 2 lata temu. Mikser stacjonarny Boscha. Ciasta się robią "same". A na roladę biszkoptową bym się nigdy wcześniej nie odważyła...a teraz mi wychodzi,bo ten mikser tak mi to ułatwia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spróbuję, za tydzień mamy gościa na dwa dni, ale to nie w misce sukces, to energia dobra włożona do ciasta,buziaki

    OdpowiedzUsuń