niedziela, 1 grudnia 2013

Zima

W sobotę wybraliśmy się do najbliższej stacji narciarskiej - 77 km od nas - Limone Piemonte we Włoszech, żeby kupić dla dzieci buty narciarskie, bo już z wszystkiego wyrosły. Tam jest duży, polecany sklep ze sprzętem  w dobrych cenach.
U nas była brzydka pogoda, 7 stopni, deszcz i wiatr. Wiedzieliśmy, że w górach pada śnieg, więc na wszelki wypadek zabraliśmy łańcuchy - zimowych opon tu się na codzień nie używa, bo jest za ciepło. W czasie jazdy w góry temperatura stopniowo spadała i w końcu zrobił się mróz i zaczął intensywnie padać śnieg. W pewnym momencie musieliśmy zatrzymać samochód, bo nie dało rady jechać już w tym śniegu pod górę. Trzeba było założyć łańcuchy, bo byśmy już się dalej nie ruszyli a nawet zawrócić nie było można, bo bardzo ślisko i stromo. Olek zaczął czytać instrukcję od łańcuchów - wcześniej ich nigdy nie używalismy - no i zaczął zakładać, co okazało się niełatwe, a on w cienkiej kurtce (bo myślał, że będzie tylko w samochodzie i w sklepie...) . A śnieg pada coraz mocniej!






Ja na szczęście byłam przygotowana na wszelkie problemy i miałam gorącą herbatę w termosie, co bardzo się nam przydało. Po około 40 minutach udało się w końcu uporać z kołami i można było jechać dalej, mimo że Lidka płakała, ze chce do domu bo ma mokre spodnie (no bo trzeba było się nacieszyć śniegiem i wytarzać dokładnie przecież).



W końcu, bardzo powoli i ostrożnie  udało nam się dojechać do Limone, a tam prawdziwa zima. Większość hoteli jeszcze nieczynna, bo to był pierwszy dzień sezonu narciarskiego, chociaż widzieliśmy, że ludzie już jeżdżą. Sklep okazał się świetny, bardzo duży i ceny atrakcyjne. Dziewczyny dostały buty i narty, bo jak przeliczyliśmy koszyt wynajmu, to bardziej opłaca się kupić - tym bardziej, że Lidka dostanie te po Emi, a po Lidzi będzie można sprzedać. No i skoro kupowaliśmy dla Emili, to Lida by nie przeżyła, gdyby nie dostała swoich (chociaż początkowo tak planowaliśmy).
W oczekiwaniu na dopasowanie wiązań (co robią gratis) poszliśmy do baru. Dziewczyny zjadły naleśniki i wypiły czekoladę, a ja Bombardino! Gorąca kawa z ajerkoniakiem, rumem, whisky i bitą śmietaną...
To jest takie pyszne! A za oknem zapada zmrok i prószy śnieg... Od razu poczułam świąteczny nastrój! To dla nas wielka atrakcja, bo u nas pogoda całkiem inna, a lampki świąteczne są na palmach...




7 komentarzy:

  1. A jednak się zatęskniło za zimą, co...U nas zawsze ten scenariusz, pierwsze dni ze śniegiem Jula szczęśliwa, a pod miesiącu, "kiedy będzie ciepło". Ja też lubię zimę. Nie lubię tylko, chlapy i szarugi i tej niby zimy (kalendarzowa jest ale zimowo nie jest). Nie da się zaprzeczyć, że aby nastrój świąteczny poczuć muszą być, lampki na domach, śnieg i ciepłe napoje w domowych pieleszach. Już mam prawie wszystkie prezenty kupione,dziś zapaliłam lampki na domu,jutro dekoruje wszystko w środku i zaczynam świąteczne czynności takie jak pieczenie ciasteczek i będę robić wino grzane.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj....bombardino-prawie poczulam smak....jak w otzi barze w maso corto:)
    fajnie,ze w sumie niedaleko macie prawdziwe gory a nie....wierzyce:)Arek teskni za nartami ale od nas to wszedzie daleko-moze do sacza skoczymy bo w gorach trocze sypnelo-u nas jesiennie a dzis to nawet sloneczko i juz 6st:)
    dziewczyny swietnie wygladaja na tym sniegu!caluski K&A

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Jakbyście do nas przyjechali w sezonie,zimowym to można i narty zaliczyć... Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ty jesteś przezorna "matka-polska" nawet termosik z herbatka przygotowany:) Rodzina z Tobą nie zginie.Buziaki.Kinga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ktoś musi trzeźwo myśleć (no przynajmniej do wypicia Bombardino...)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też lubię tamte tereny, mam z nimi miłe wspomnienia. Pierwszy raz próbowałam swoich sił na nartach we Włoszech Oczywiście na początku znajomi mieli ze mnie wielki ubaw ale po kilku dniach już szło mi całkiem nieźle. Ważne żeby się nie poddawać i próbować dalej. Trzeba tylko mieć odpowiedni sprzęt i dobre chęci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na pewno trzeba się nie poddawać! Ja po wielu wyjazdach narciarskich w końcu poczułam ze to ja mam władzę nad nartami a nie one nade mną...

      Usuń