Mieszkamy niezbyt daleko od Nicei ale zdecydowanie za rzadko tam bywamy. Dlatego w sobotnie popołudnie zapakowałam dzieci do samochodu i pojechałyśmy.
Na promenadzie mnóstwo ludzi, ale nic dziwnego, bo to bardzo przyjemne miejsce. Dziewczyny jednak wolały pójść w stare uliczki, no a Lidzia oczywiście na plac zabaw. Przypadkiem zobaczyłam na wystawie niedużego sklepu piękną torebkę. Okazało się, że to butik firmy z południa Francji Travaux en cours . Robią specjalistyczne fartuchy z różnych materiałów, trochę ubrań, ręczniki torby z płótna lub skór i kapelusze. Bardzo fajne rzeczy, a ich torebki z zamszu od razu weszły na moją listę życzeń urodzinowo-mikołajowych... Lubię takie trochę inne, mało popularne rzeczy.
Na placu zabaw było mnóstwo ludzi, ale i tak przyjemnie. Emi jeszcze może korzystać z tych atrakcji, choć już niedługo - dozwolone do 12 lat. Była tam zdecydowanie największa - normalnie olbrzymka większa od wieży!
Później poszłyśmy na spacer po mieście, po drodze wchodząc do księgarni. Kupiłyśmy kilka nowych książek, bo dziewczyny wciąż od nowa czytają te które mają i głównie jest to "Dziennik cwaniaczka" a chciałabym, żeby czytały też coś mądrzejszego... Wybrały każda po dwie i wszyscy zadowoleni. No i Lidka nareszcie się dowie kto to "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" - słyszała o tym gdzieś ostatnio i bardzo ją to zainteresowało.
Na koniec chciałyśmy się napić czegoś ciepłego i ku naszemu zaskoczeniu trudno było znaleźć przyjemną kawiarnię poza głównym deptakiem. Większość lokali to"brasserie" - knajpki gdzie można napić się wina czy piwa i coś zjeść. Jest też oczywiście kawa i jakieś desery, ale nie są to typowe kawiarnie jakie znamy z innych krajów, czyli bardzo przyjemne miejsca z dobrym ciastem i atmosferą. Jak już taka się znalazła, to tłum ludzi i zero szans na wolne miejsce. W końcu weszłyśmy do ciastkarni, która sprzedaje ręcznie robione ciastka i czekoladki i można też usiąść na antresoli na kawę. Szkoda, że gorąca czekolada już się niestety skończyła, ale dzieci dostały spienione mleko z syropem karmelowym i wybrały sobie po ciastku, a dla mnie capuccino też z ciasteczkiem.
Jak wracałyśmy do samochodu, było już po 18 i widać było, że tam w Nicei właśnie rozpoczyna się sobotni wieczór. Przyjemny bar tapas i fajny klub z balkonami z widokiem na morze wyraźnie się ożywiał i szkoda mi się zrobiło, że ja już jadę z dziećmi do domu, zamiast zostać tam do późna w dorosłym towarzystwie. Ewidentnie, trzeba będzie tak zrobić następnym razem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz