piątek, 23 stycznia 2015

Rosół

Ostatnie dni były deszczowe, domowe. Jak mówi moja koleżanka: "pogoda rosołowa". Rzeczywiście, w taki dzień zapach rozgrzewającej zupy to jest to, o czym się marzy wracając do domu. Tutaj często jest piękna, słoneczna pogoda i wtedy nikt nie ma ochoty na rosół. Inaczej gdy popada deszcz. No więc kupiłam niedużą kurę, z takich co podobno wolno chodzą po wybiegu i włożyłam do wielkiego żółtego garnka, jaki był na wyposażeniu tego mieszkania. Do tego warzywa, ale bez korzenia pietruszki, bo znowu nie udało m się jej kupić. Dodałam za to małą, białą rzepę, bo zauważyłam, że w gotowych zestawach warzyw do "pot au feu"czyli sztuki mięsa w rosole jest też właśnie i ona.


Rosół był bardzo smaczny, choć zauważyłam (i to nie pierwszy raz), że mniej tłusty niż zwykle robił się z polskiego drobiu. Te francuskie kurki są mniejsze i chudsze, całkiem jak tutejsze kobiety.

Na drugi dzień okazało się, że muszę odebrać Lidkę wcześniej ze szkoły, bo źle się czuje. No i taki rosołek dla chorej to jest to co najlepsze, od razu lepiej się poczuła. Dziś jeszcze została w domu, bo ma stan podgorączkowy, ale to chyba nic poważnego, mam nadzieję. W szkole panuje szkarlatyna...

1 komentarz:

  1. Ja dziś też rosòł ugotowałam. Racja nie ma to jak zupa gdy się wpada do domu czy wraca ze szkoły. U nas szaro,buro,mgliście,zimno i trochę brudnego śniegu. Brr.Dlatego u mnie zupa codziennie. Zjadamy trochę i reszta do zamrażalnika na inny dzień. I mamy co 2 dni inną zupkę.Ostatnio nawet fasolowa była.Pogoda wykańcza,nie chce się chodzić na spacery.

    OdpowiedzUsuń