poniedziałek, 6 marca 2017

Witamy na pokładzie!

Nasze zamorskie wakacje niestety się skończyły. Trzeba było dojść do siebie, odespać ciężką podróż do domu i zmianę czasu, wrócić do szkoły i innych obowiązków. Mój błędnik trochę zwariował, bo przez trzy dni po powrocie wciąż czułam się jakbym była na statku i wszystko trochę się ruszało. Teraz wszystko wróciło do normy. Mamy na szczęście co wspominać!

Lecieliśmy liniami Virgin Atlantic z Londynu na Barbados. Około 8 godzin bardzo przyjemnego lotu. Co chwilę coś do picia, do jedzenia, koktajle, wino do obiadu, lody. Mnóstwo nowych filmów do wyboru i masa muzyki do słuchania, dla każdego to co lubi. Super! W drodze powrtotnej było trochę gorzej, ale o tym później.



Humory dopisywały, jak widać...

Po przylocie do Bridgetown (stolica Barbadosu) od razu poczułyśmy, że jest przyjemnie gorąco. Z lotniska jechaliśmy małym busem pod sam statek.



W porcie, koło statku były bardzo ciekawe dźwigi, które przypominały holenderskie domki

 A w kabinie na każdego czeka słodkie powitanie...

...prawie codziennie też sympatyczny zwierzak z ręczników.

Pierwsze wyjście do miasta na Grenadzie. Bez okularów i nakrycia głowy ani rusz - słońce mocno świeci, choć jest też trochę chmur, z których czasem przez chwilę popada. Statek zwykle stoi na kotwicy a do brzegu podpływa się małą łódką.

Wszędzie bardzo kolorowo, choć z bliska niektóre budynki są dosyć zniszczone. Ludzie z bardzo ciemną skórą, czysto i porządnie ubrani. Małe dzieci bardzo ładne i zadbane. Po bokach jezdni doły, w których poprowadzone są rury, trzeba bardzo uważać, żeby nie skręcić sobie nogi.


C.d.n.

1 komentarz:

  1. jestem pod wrażeniem, cieszę się, że macie takie "kolorowe" życie, oby tak alej, buziaki

    OdpowiedzUsuń