Mieszkanie z każdym razem gdy tam jestem wydaje mi się lepsze. Wczoraj okazało się, że jest w nim bardzo jasno - wcześniejsze wizyty były podczas brzydkiej pogody no i słońce kilka tygodni temu było trochę niżej na niebie. Teraz jest normalnie, całkiem sporo światła. Nie tak jak w obecnym mieszkaniu, ale tu jest ekstremalnie słonecznie - aż tak , że często trzeba mieć rolety zsunięte do połowy przez większą część dnia.
Spotkaliśmy też sąsiadki. Ta z drugiej połowy domu jest sympatyczna i mówi świetnie po angielsku, a młodsza z jej córek ma tyle lat co Emi i jest w równoległej klasie w tej samej szkole! Starsza pani z domu obok widząc, że wkładamy kartony przez okno, zapytała, czy się wprowadzamy i miło przywitała - po francusku oczywiście, ale na tyle to już potrafię się dogadać.
Dziś sobota, pogoda szara więc idealna na przeprowadzanie. Do 13tej przyjedzie kanapa i łóżka, no i już przewozimy część rzeczy. Ta przeprowadzka to pikuś w porównaniu z wcześniejszą, kiedy wszystko musiało być solidnie spakowane na jeden wspólny przejazd przez pół Europy. Teraz nawet nie trzeba zaklejać kartonów, a ubrania pakuję do walizek razem z wieszakami, by zaraz je wypakować i wrócić po następne, podczas gdy nawet nic nie zdąży się pognieść. Jedynie rąk do noszenia mamy mniej.
Zdjęcie nie na temat, ale to jeszcze wspomnienie z nart. Przepyszny i śliczny precel - jeden z nieodzownych składników udanych wakacji narciarskich...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz