środa, 6 grudnia 2017

Zawsze może być gorzej

Zastanawiam się, czy to jakieś fatum nad nami zawisło? Sytuacja jest dosyć dziwna, bo kilka lat temu w pierwszym roku naszego pobytu we Francji mieliśmy awarię ogrzewania. Było to w ostatnie dni listopada, właśnie wtedy, kiedy zapowiadano najzimniejsze dni, z deszczem, wiatrem i ogólnie brrrr!

Minęło kilka lat, mieszkamy teraz w innym domu i podczas gdy prognozy pogody były lodowate - jak na lokalne warunki - u nas zepsuło się ogrzewanie! Ha! Wezwaliśmy serwis, który pojawił się zaskakująco szybko i mimo, że przez dwie godziny próbował naprawić urządzenie napędzające ogrzewanie podłogowe które tu mamy, to okazało się, że awaria jest poważna i trzeba wymienić części, których oczywiście ów fachowiec nie miał przy sobie. "Radzę znaleźć inny sposób ogrzewania, bo to potrwa przynajmniej kilka dni" powiedział i zostawił mnie w szoku. Temperatury w nocy to kilka stopni, w ciągu dnia rosną nawet do 13 ale to tylko około południa. tak więc czym prędzej trzeba było kupić jakieś grzejniki (na szczęście jest duży wybór takiego sprzętu, tanie, drogie, różne). Udało nam się znaleźć takie jakby kaloryferki na kółkach, w których jest olej, który się nagrzewa po podłączeniu urządzenia do prądu. Dwa grzejniki kosztowały akurat tyle ile narty, które chcieliśmy kupić dla Lidki - póki co może pojeździć sobie na kaloryferze...he, he. No i tak już od czwartku żyjemy w temperaturze 18 stopni w domu, w sypialni często 17. Na szczęście w łazienkach są elektryczne grzejniki, więc tam jest trochę cieplej. Później okazało się, że części zamienne do naszego zepsutego sprzętu są trudne do zdobycia, bo to jakiś stary model i wciąż szukają...

Trochę mnie ta sytuacja podłamała, bo nie lubię zimna w domu, zresztą kto lubi? Aż musiałam z tego wszystkiego obciąć włosy... Prawda jest taka, że już od jakiegoś czasu mnie denerwowały i jak jeszcze to się stało, to już miałam wszystkiego dosyć i chciałam poprawić sobie nastrój. Poza tym jak chodzić w zimnicy z mokrymi włosami? A takie krótsze to suszy się kilka minut.

Tymczasem nie był to koniec złego, które nas spotkało. Złapałam jakiegoś ohydnego wirusa i w niedzielę rano strasznie się poczułam. Wymioty, silny ból wszystkiego w środku, od rana do wieczora. Już nawet pić nie mogłam, bo wszystko lądowało w muszli. Ani leżeć, ani siedzieć - coś okropnego! W poniedziałek wciąż było nie najlepiej, ale nie aż tak źle. Dziś jest środa a wciąż boli mnie brzuch, choć jem bardzo delikatne rzeczy. Jednak ogólnie na szczęście czuję się już dużo lepiej. I to wszystko w tym zimnie... Nawet popadał śnieg, co zdarza się tu bardzo rzadko.
Ciekawe, jak ta sytuacja rozwinie się dalej. Nie ma co narzekać, bo zawsze jak napisałam wyżej może być gorzej, ale łatwo się mówi! No nic, idę zrobić herbatę...

Śnieg na górach za naszym oknem to rzadkość. Szkoda, bo tak ładnie to wygląda.

 Nowy najlepszy przyjaciel - grzejnik który ogrzeje zmarznięte stopy...




2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sylwio, dużo zdrowia ! i oby teraz było już tylko lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń