Wiem jednak, że to wszystko to kwestia tego, co się myśli. Że nie mam siły, jestem śpiąca, że w domu czeka pranie do wywieszenia, że trzeba wszystko tam ogarnąć, bo źle się czuję w bałaganie i tak dalej. Dlatego czasem lepiej nie myśleć, tylko coś zrobić. Właśnie tak wczoraj zrobiłam - po prostu skręciłam w inną niż codziennie stronę i pojechałam nad wodę. Zatrzymałam samochód i wyszłam, żeby trochę pospacerować na bardzo świeżym tego ranka powietrzu. Nie myśleć, tylko tam być. Po kilkuset metrach zaczęłam wolno biec, bo miałam na to ochotę i wygodne buty na nogach. I im bardziej się oddalałam od parkingu, tym bardziej miałam ochotę by iść dalej. Więc poszłam, dookoła półwyspu Cap Martin, potem wspięłam się na jego szczyt, żeby wrócić inna drogą, niż szłam wcześniej. Po 50 minutach dotarłam z powrotem do samochodu, dotleniona, tylko trochę zmęczona za to bardzo zadowolona. Przeszłam 4 kilometry. Bez planowania, myślenia o tym, rozważania, czy mi się chce czy może jednak nie. Po prostu, zaczęłam iść. Jak to się mówi "najważniejszy pierwszy krok".
A przy okazji można zobaczyć tyle ładnych i ciekawych rzeczy.
To w prywatnym, egzotycznym ogrodzie, trochę jak z horroru (jak dla mnie)
I dotarłam do parku. Pusto, cicho, lekka mgiełka - magicznie.
Czy to łapa dinozaura?
Teraz wszędzie kwitną tu te piękne kwiaty
Ach dokladnie ten nasz umysl jak papuga czesto ma tysiace slow na nasze jedno zapytanie...a czasem wystarczy pojsc za pierwszym odruchem, pierwsza mysla, po prostu ruszyc, zrobic krok, zanim lub wbrew, temu co umysl juz mial na ustach:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń