środa, 13 listopada 2013

Gardaland

Częścią naszej wycieczki do Mediolanu było spędzenie dnia w parku rozrywki Gardaland, trochę ponad 100 km dalej, no ale jak już byliśmy w tamtych okolicach, to trzeba było skorzystać. Tan park położony jest nad ogromnym jeziorem Garda. Okolica jest bardzo ładna, wakacyjna - myslę, ze warto się tam wybrać na dłuższy pobyt. Jezioro jest tak duże, że z miejsca w któym byliśmy, nie było widac drugiego brzegu.

Gardaland jest to wielki park, z duża ilością atrakcji i rozrywek dla każdej grupy wiekowej i ludzi o różnym stopniu odwagi i wytrzymałości psychicznej. Miłośnicy mocnych wrażeń (czyli Emi, która jest już na tyle duża, że może wejść na wszystko - ku wielkiej jej radości, oczywiście...) znajdą tam mnóstwo atrakcji. Niestety musze powiedzieć, że przekonałam sie tam, że się starzeję, bo bałam się wejść na niektóre rzeczy, a jak już się odważyłam, to żałowałam tego, bo to już nie na moje nerwy. Tak było w przypadku Raptora, nowoczesnego rollercoastera, który jest jak latający smok. Siedzi się w specjalnym siedzisku, z mocnym zabezpieczeniem całego tułowia, nogi wiszą luźno. Jazda zaczyna się od powolnego wjazdu na wysoką wieżę, po czym zjeżdża się lub raczej spada z impetem bardzo stromo i długo w dół, następnie jeżdzi po zakręconym torze, robiąc akrobacje i spirale, tak jak latające smoki z bajek dla dzieci. Ruch jest bardzo płynny i nawet przyjemny, ale w czasie tego pierwszego zjazdu, myślałam, że tego nie przeżyję. Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy, czekając aż się ta makabra skończy... Nawet nie miałam siły krzyczeć ze starchu, mimo że na innych atrakcjach jakoś trudno mi sie powstrzymać. Co jest dla mnie dziwne, to potem myślałam przez większość dnia, czy może jednak wejść na to jeszcze raz, ale jednak zabrakło mi odwagi. Emi z Olkiem byli jeszcze kilka razy, w tym udało im się usiąć raz z samego przodu smoka, co jest jeszcze bardziej przerażające. TU link do strony, gdzie można zobaczyć więcej zdjęć i film o Raptorze, który jest - choć straszny - naprawdę wspaniały (sama się dziwię, że to napisałam...).




Na zdjęciu poniżej, w czwartym chyba rzędzie, nogi w czarno-białe pasy to Emi, a obok ja umieram ze stachu....



















Na szczeście były też inne atrakcje







3 komentarze:

  1. Ja znam ten ból. Umierałam w Tivoli na kolejce górskiej, nawet o połowę mniejszej. Już nigdy nie będę próbować nawet ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale widać, że ładnie tam było. Jak się do was samochodem wybierzemy to na pewno tam pojedziemy.Julka nie przepuści takiej gratki

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę warto. Nam sie udało, ze prawie nie było kolejek, bo to było w listopadzie. Nie wiem jak jest latem, choć na pewno więcej ludzi.

    OdpowiedzUsuń