poniedziałek, 9 stycznia 2017

Komputerowstręt

Nowy rok się zaczął, a ja tu jeszcze nic nie napisałam. Jakoś dziwnie odpycha mnie od komputera ostatnio i ja się temu poddałam. Zajrzałam tu i tam "do Internetu" ale do tego wystarczył mi telefon. Na komputerze chciałam coś pooglądać, ale połączenie było słabe i zbyt wiele nie zobaczyłam. Dziś jest zimno, więc zostaję w domu i od razu jakoś naturalne dla mnie jest, że coś tu naskrobię. Pewnie przyszła na to dobra chwila. Zauważyłam, że jak coś robię wtedy, kiedy mam do tego wenę, to idzie to mi od razu o wiele szybciej i przyjemniej. Sprzątanie, gotowanie, układanie w szafie, ćwiczenia... Grunt by się nie zmuszać i o ile można, to odłożyć to na odpowiedni moment. W moim przypadku przynajmniej, to się sprawdza.

W całej Europie zimno to i tutaj też. W prognozie na tydzień pojawiły się ujemne temperatury w nocy - pierwszy raz odkąd tu mieszkamy. Dziś rano było niby + 4, ale odczuwalna 1. Jak na lokalne warunki, to jest naprawdę zimno. Dobrze, bo może wychłodzi wszelkie robale - wczoraj ugryzł mnie komar! Skąd on się tu wziął w środku zimy???

Nasza podróż do domu po świętach i Sylwestrze w Polsce, trwała dwa dni. Pierwszy dzień był ciężki: wiele godzin jazdy, pogoda zimowa, po drodze mało miejsc na porządny obiad, w barze szybkiej obsługi kolejka na pół godziny stania. Żeby objechać korek na autostradzie w Niemczech przypadkowo przejechaliśmy przez Drezno, w którym bardzo mi się podobało. Może kiedyś będzie okazja, żeby je zwiedzić?

Jak już się wyspaliśmy w hotelu przy autostradzie w Niemczech i zjedliśmy bardzo porządne niemieckie śniadanie (wszystko równo ułożone, malutkie jogurty, serki, bułki w kształcie głowy świnki itd.) to dalsza część podróży była już bardziej przyjemna, w słońcu. We Włoszech zatrzymaliśmy się, żeby odpocząć i coś zjeść. Stacje benzynowe przy włoskich autostradach to kwintesencja "włoskości". Od wejścia do sklepo-baru pięknie pachnie. Głównie kawą, ale też jedzeniem, zależnie od pory dnia. Kawa jest zawsze bardzo dobrej jakości, a jedzenie świeże, apetycznie wyglądające i smaczne. Czasem są to tylko słodkie rogaliki i kanapki na zimno i na ciepło, na większych stacjach w samoobsługowych restauracjach można zjeść sałatki, carpaccio, makarony i dania mięsne. Lidka jadła teraz pyszne mielone z podsmażonymi ziemniaczkami, danie jak w domu u włoskiej babci. Czasem, w porze obiadu można trafić również na pizzę na porcję, ale po tym jak raz się natknęliśmy na taki bar, a nie jedliśmy bo nie byliśmy wtedy głodni, to do dziś bezskutecznie szukamy, gdzie to było. Podczas jednej podróży specjalnie zatrzymaliśmy się w trzech różnych miejscach, ale nic z tego, pizzy ani śladu! No ale nadzieję wciąż mamy, że kiedyś ją znajdziemy... W każdym sklepie na stacji są do kupienia całe góry włoskich słodyczy, makaronów, oliwy i wielu innych rzeczy. Mnóstwo ładnie ubranych ludzi, głośno rozmawiających i pijących małą kawkę przy barze. Od razu wiadomo, że jesteśmy we Włoszech! I to jest naprawdę przyjemne.

Wróciliśmy do domu, wszystko było w porządku. No i wszystko znowu toczy się utartym rytmem, bez zmian, Tylko troszkę starsi jesteśmy...


1 komentarz:

  1. tez tak mam ostatnio. 6go wyczyściłam wszystkie świąteczne dekoracje i choinkę.od razu lepiej.a teraz czas na Julii pokój. wielkie segregacje a od niedzieli remont pokoju. z dziewczynkowego na nastolatki.
    no i ciuchy tak samo. im mniej sentymentu tym lepiej. ja w grudniu 4 siaty oddałam. i jak skończę Julkii pokój to dalszy odsiew robię.

    OdpowiedzUsuń