poniedziałek, 8 lutego 2016

Tyyyyle śniegu!

Wczoraj mieliśmy tu ulewę od samego rana. Nie chcieliśmy siedzieć przez cały dzień w domu więc pojechaliśmy do Valberg, narciarskiego miasteczka w szeroko pojętych okolicach Nicei. Jeszcze nigdy tam wcześniej nie byliśmy, a wiele osób mówiło, że warto tam pojechać, wiec to zrobiliśmy. Bez nart, tylko na rekonesans, bo na zjeżdżanie było już za późno (dojechaliśmy tam koło 16).

Droga, którą można dojechać do Valberg, chwilami jest bardzo niebezpieczna - kręta, wąska, wśród intensywnie bordowych skał. Woda w górskiej rzecze wzdłuż której jedzie się przez cały czas też ma odcień rudo-bordowy. Deszcz padał ciągle dosyć mocno aż w pewnym momencie zamienił się w śnieg. Jak droga zrobiła się biała, to co rusz na poboczu stały samochody i ludzie zakładali łańcuchy na koła. My nie musieliśmy, bo mamy zimowe opony, które dały radę w tych warunkach, jak dobrze!
Pięliśmy się pod górę. Śniegu przybywało, zakręty coraz bardziej ostre i dzieci coraz bardziej zielone na twarzach a do celu wciąż daleko. W końcu dotarliśmy na miejsce a tam śniegu po kolana! Trudno było znaleźć miejsce dla samochodu, z którego moglibyśmy potem jakoś wyjechać, bez odkopywania łopatą, której nie mieliśmy ze sobą.
Miasteczko okazało się, rzeczywiście przyjemne, Nieduże, ale z wszystkim co potrzeba na miejscu. Stylowe hotele, restauracje, sklepy i stacja wyciągu zaraz koło głównego placu, na którym dzieci szalały w śniegu, którego było tam naprawdę mnóstwo. Przeszliśmy przez centrum wzdłuż i wszerz, wypiliśmy gorąca czekoladę na rozgrzewkę, po czym już stamtąd wyjechaliśmy, żeby zdążyć przejechać te wszystkie niebezpieczne miejsca póki było jeszcze jasno i droga nie było zmrożona. Bardzo nam się tam podobało, Lidka już czeka, kiedy pojedziemy do Valberg z nartami...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz