czwartek, 18 grudnia 2014

Nareszcie narty!

Zwykle sezon narciarski w Limone Piemonte - najbliższej nam stacji - zaczyna się w pierwszy weekend grudnia. Już nie mogliśmy się tego doczekać, więc zarezerwowaliśmy pokój w hotelu, żeby pojeździć na nartach w sobotę i niedzielę, tydzień po otwarciu stoków. Niestety, w tym roku śnieg prawie tam nie pada i jest cieplej niż zwykle, wiec oficjalne otwarcie przesunięto o tydzień, a i tak śniegu było bardzo mało. Naszej rezerwacji już nie można było odwołać bezkosztowo, więc wybraliśmy się do Limone w ostatnią sobotę po śniadaniu. Taki weekend poza domem, nawet jeśli nie uda się pojeździć.
Na miejscu okazało się, że choć w miasteczku śniegu niewiele, to 3 wyciągi są czynne i można trochę poszusować. Na górę najpierw wjeżdża się tam gondolą, dosyć daleko i wysoko. Potem trzeba się było przesiąść na wyciąg krzesełkowy i tam niestety wiał bardzo silny wiatr a nie było pokrywy. Udało się wjechać na samą górę i pierwszy zjazd w sezonie przypadł na dosyć stromy stok, co jest dla nas dziewczyn zawsze dosyć trudne. Na szczęście udało się zjechać bez większych problemów, mimo mgły, która była wokół szczytu.
Po kilku zjazdach byliśmy już trochę zmęczeni więc trzeba było odpocząć w barze - co jest dla nas równie przyjemne co sama jazda. Restauracje na stokach są zwykle drewniane, a w środku jest ciepło i przytulnie. Ludzie są rozczochrani i rumiani, jedzenie przeważnie bardzo dobre (tym lepsze, że wszyscy zgłodnieli po wysiłku na mrozie) no i pyszne napoje rozgrzewające: herbata, bombardino, wino grzane itd... Dziewczyny dostały tosty z szynką i serem, które były ogromne i byłam pewna, że naje się tym cała rodzina, ale myliłam się! Dzieci schrupały je ze smakiem w kilka minut. Dla nas zostały kanapki z domu...(ale też smaczne, ze świeżej bagietki). Za to my dorośli wypiliśmy coś pysznego na rozgrzewkę, na bazie kawy. Mmmm...






Po nartach pojechaliśmy do hotelu, ale o tym napiszę następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz