sobota, 24 listopada 2018

Niedziela

W niedzielę mamy luz. Dla mnie to oznacza między innymi, że można chodzić w szlafroku nawet do południa. Zwykle wtedy słucham audycji z angielskiego radia BBC 2, którą co niektórzy nazywają koncertem życzeń dla emerytów, ale ja ją lubię, bo są tam tylko piękne piosenki i co ciekawe, to wszystko jest tam takie jak dwadzieścia lat temu. Mieszkałam wówczas przez rok w Wielkiej Brytanii  zdarzało mi się słuchać tego samego programu radiowego, z tym samym prowadzącym i identyczną oprawą. Jak to dobrze, że niektóre rzeczy pozostają niezmienne. To co dobre i ładne, niech się nie zmienia!

W niedzielę rano najważniejsze jest oczywiście dobre śniadanie. W tygodniu jest na to mniej czasu, więc zwykle każdy z nas je coś co łatwego i szybkiego w przygotowaniu. Za to w weekend robimy odwrotnie - ma być coś innego i ładniej podanego, bo jest na to czas. Wtedy chcę używać ładną porcelanę i jeść naleśniki, ciepłe rogaliki, jajka, sałatki owocowe, francuskie tosty i inne pyszności. Często robię dla dzieci różnego rodzaju placuszki. Najlepsze według mnie są zrobione z dodatkiem kwaśnego mleka czy maślanki. Nie używam do tego miksera, mieszam tylko dokładnie rózgą, chwilę smażenia i bez wielkiego wysiłku ląduje na talerzu apetyczny stosik, na widok którego chyba każdemu łakomczuchowi poleci ślinka. Do tego jakieś owoce, syrop klonowy, dżem, czy polewa owocowa i od razu wiadomo, że to niedziela...



W tym dzbanuszku jest ekspresowy niby dżem. Garść mrożonych malin posypuję cukrem i podgrzewam w kuchence mikrofalowej aż wszystko się zamieni w papkę, idealną do polania na placki. Zrobiłam więcej, niż na zdjęciu, ale już część zniknęła.  Dżem malinowy to mój ulubiony.


Najpierw pijemy herbatę, a potem kawę. Długo trwa to nasze śniadanie i o to chodzi, żeby się zrelaksować. Bo od tego przecież jest niedziela!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz