Szkoda, że za daleko...

W ostatnią sobotę pojechaliśmy do Cagnes sur Mer, żeby Olek mógł przetestować pewną łódkę. To stosunkowo nowy wynalazek - pompowana żaglówka. Można na niej pływać tak jak na małej łódce z żaglem, po czym spuścić z niej powietrze, złożyć żagiel i schować do bagażnika nawet małego samochodu! Brzmi niewiarygodnie, ale takie coś istnieje naprawdę!

Pan, który nam prezentował to cudo, jest wujkiem młodej kobiety, która to wymyśliła. On ma 60 lat. Bardzo lubi windsurfing i powiedział, że jak pójdzie na emeryturę, to będzie się uczyć kitesurfingu. To się nazywa być młodym duchem!

To naprawdę świetna zabawka, tylko niestety dosyć droga.

Po pływaniu, poszliśmy oczywiście na spacer. Emi z nami nie było, bo grała tego dnia mecz, na który udało nam się zresztą zdążyć po powrocie z Cagnes. To jest bardzo przyjemne miejsce za Niceą, jadąc od strony Monako. Przy samej plaży szeroka promenada z osobną ścieżką dla rowerów i rolek. Wzdłuż nadmorskiej ulicy niska zabudowa, zamiast wysokich apartamentowców wątpliwej urody (tak jak w naszej miejscowości) co tworzy spokojną i kameralną atmosferę tego miejsca. A przy tym do Nicei "dwa kroki" więc można częściej tam bywać niż my teraz, czego zawsze żałuję ale jakoś tak się zwykle składa.
Bardzo mi się tam podobało! Nawet chciałabym tam może mieszkać, ale to trochę za daleko od pracy no i nie można dzieci przenosić co chwile do innej szkoły.
Za to na pewno wybiorę się tam, żeby pojeździć na rolkach i przy okazji zjeść pysznego gofra...

Jak widać na zdjęciach, słońce u nas ostatnio raczej schowane za chmurami.Całkiem jak na pólnocy Europy a nie jak na Lazurowym Wybrzeżu. Klimat się zmienia...

Plaża kamienista, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Za to kawałek dalej są już takie z piaskiem.

Lidka dostała firmowa czapkę od pana, który nam pokazywał tę łódkę, co bardzo ją zadowoliło...

To było bardzo przyjemne popołudnie, mimo szarej pogody, ale na szczęście nie było zimno.