środa, 4 listopada 2015

Kiełbasa (wyborcza) po lyońsku u "strasznych dzieci" czyli jeszcze o wycieczce do Lyon

Lyon nazywany jest kulinarną stolica Francji, więc byliśmy ciekawi co dobrego będzie można tam zjeść. Mieliśmy nadzieję na jakieś ciekawe tradycyjne dania lokalnej kuchni. Trafiliśmy do przyjemnej dzielnicy z mnóstwem restauracji, w której wieczorem nie było łatwo o wolny stolik. W końcu udało się coś znaleźć w przyjemnym lokalu w starym stylu o intrygującej nazwie "Les enfants terribles" czyli "straszne dzieci". Ciekawe skąd ta nazwa? Może komuś dały popalić jego własne pociechy??? No w każdym razie stolik udało się upolować i w menu były głównie dosyć dziwne rzeczy do jedzenia, niektóre nazwy francuskie trudne do rozszyfrowania (karta tylko w tym języku oczywiście!). Ja na szczęście co nieco o tamtejszych regionalnych daniach wcześniej poczytałam, więc wiedziałam, co zamawiam. Olek miał trochę problem z wyborem, po czym zdecydował się na lyońską kiełbasę na ciepło. Niestety danie które otrzymał, było dosyć żałosne: nawet smaczna kiełbasa na ciepło, ale do tego tylko ziemniak z kawałkiem masła i sucha sałata (zamiast owej kiełbasy w aromatycznym sosie z warzywami, jak to widziałam na zdjęciach w internecie) a cena niemała. Na szczęście pozostałe dania nam smakowały. Mój knedel z mięsem szczupaka był pyszny, a dzieci też były zadowolone z tego co wybrały.


Nazajutrz na wybory! Ku naszemu zaskoczeniu była nawet kolejka do stanowiska komisji. Na kartach do głosowania nazwiska z okręgu warszawskiego. Zagłosowaliśmy i pojechaliśmy do muzeum.

"Musee des Confluences" to nowe muzeum historii naturalnej i antropologii w Lyon. Imponujący nowoczesny budynek, w środku wystawy stałe i tymczasowe w ciemnych salach, co sprawia, że wszystko wydaje się bardziej atrakcyjne i ekscytujące, jak na przykład mumie, ciało kobiety złożonej w grobie w pozycji siedzącej skulonej, czy szkielety dinozaurów. Mnóstwo wypchanych zwierząt i zasuszonych owadów, kawałki meteorytów (również z Polski), ogólne troche misz-masz ale uważam że idealna ilość eksponatów do ogarnięcia dla dzieci, nie za dużo jak to bywa w niektórych wspaniałych muzeach tego typu na przykład w Londynie. No i niektóre eksponaty można dotykać, co jest dużą frajdą nie tylko dla dzieci. Obejrzeliśmy tam krótki film o kosmosie w 3D, po francusku...Najważniejsze że dzieci wszystko zrozumiały i było to dla nich bardzo interesujące.
Mielismy dużo szczęścia, ponieważ jak wchodziliśmy do muzeum to nie było żadnej kolejki. Wychodząc natomiast zobaczyliśmy że cała masa ludzi tłoczy się przed wejściem. I jeszcze miły akcent, bo dziewczyna sprzedajaca bilety po zapytaniu z jakiego kraju jesteśmy odpowiedziała pięknie po polsku, że jej mama jest też z Polski (choć urodę miała trochę egzotyczną) więc byliśmy trochę zaskoczeni.

Zdjęcie pożyczone ze strony tego muzeum http://www.museedesconfluences.fr/



To jeden z eksponatów do dotykania



Po muzeum pojechaliśmy tramwajem z powrotem do centrum, żeby coś zjeść (tym razem już zwykłą rybę z frytkami) a potem już po bagaże do hotelu i na dworzec. Wróciliśmy zmęczeni ale zadowoleni z wyjazdu, choć nie z wyniku wyborów...

2 komentarze:

  1. ...stara prawda, podróże kształcą, mnie tez patrząc na te piękne zdjęcia, całusy

    OdpowiedzUsuń
  2. Lidzia patriotka czerwono biała. Nie ma to jak polska kiełbacha. Ostatnio kupiłam parę rodzajów bo chciałam żeby Duńscy dziadkowie smakowali. Niestety oni mało zjedli i potem kombinowałam przepisy żeby ugotować jakieś obisdy z tego. Raz była paella i jak kroiłam do niej jedną z tych kiełbas to musiaĺam ugryźć kawałek. Dobra polska kiełbacha.!

    OdpowiedzUsuń