poniedziałek, 2 lutego 2015

Znowu w Nicei

Trzecią sobotę z rzędu byłyśmy w Nicei, oczywiście z powodu meczu koszykówki drużyny Emi. a jeszcze niedawno pisałam, że za rzadko tu bywamy... Tym razem obyło się bez kontuzji (po poprzednim meczu nasza koszykarka ledwo mogła chodzić, bo coś jej się stało z jedną z pięt) i mogłyśmy spędzić trochę czasu w mieście po ostrej walce na boisku. Nasze dziewczyny niestety przegrały...
Emi bardzo chciała kupić coś w jednym sklepie więc na początku byłyśmy w centrum handlowym, potem trochę spaceru, obowiązkowa wizyta w "Tigerze" i na pizzę. Zwykle idziemy do tej samej restauracji - La Pizza Cresci - bo to właśnie tam byliśmy z Olkiem podczas pierwszej wizyty w Nicei, gdy szukaliśmy mieszkania. Bardzo mi się wtedy to miasto nie podobało. Co zaskakujące, wiedząc że niedługo mamy się przeprowadzić na południe Francji, nie potrafiłam dostrzec uroku tego miejsca, lecz tylko mankamenty. Było zimno, nieprzyjemnie, dużo dziwnych ludzi i wcale nie podobała mi się myśl, że mam wkrótce gdzieś tam mieszkać. Trzeba było się trochę rozweselić więc poszliśmy na kolację (koniecznie z winem!) no i trafiliśmy właśnie do tej pizzerii, bo sprawiała wrażenie przytulnej. Pizza jest smaczna, jedna porcja to tak naprawdę pół takiej wielkiej. Mają tam bardzo drogie napoje - wtedy za pierwszym razem myśleliśmy, że takie są po prostu ceny w okolicy - na szczęście, gdzie indziej mrożona herbata nie kosztuje 4.70 euro! Dziewczyny zadowoliły się na szczęście woda mineralną, do której miały kieliszki...




Bardzo mocno najedzone zajrzałyśmy potem jeszcze do nowej lodziarni, która o dziwo była czynna mimo późnej pory i przenikliwego chłodu na dworze. Lody pyszne, ale bardzo słodkie i było nam potem trochę zimno, a do samochodu daleko. Jak wróciłyśmy do domu, było już późno, ale to był przyjemny wieczór no i nastepnego dnia można było spać, spać i spać...

1 komentarz:

  1. Ładnie Ci w sweterku.A Lidzia jakaś taka wydoroślała na tych zdjęciach..

    OdpowiedzUsuń