Podróż w tamtą stronę upłynęła nam bardzo przyjemnie. Przez ponad pół drogi miałyśmy cały przedział dla siebie. Pogoda była brzydka, a w pociągu ciepło i przytulnie. Duża część trasy biegnie wzdłuż brzegu morza, więc widoki przyjemne i bardzo relaksujące. Dopiero po Genui to się zmieniło.
Dworzec w Mediolanie przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ogromny, mnóstwo peronów, ludzi, sklepów, barów. Ruch jak w ulu. Wychodzi się z niego na rozległy plac z ogromnym jabłkiem (rzeźbą). Wyobraziłam sobie, że jestem w Nowym Jorku, który jest wielki i mówi się na niego Big Apple. Nigdy tam nie byłam, jednak z tego co widać w telewizji i na zdjęciach mam jakieś wyobrażenie o tamtym mieście. No i to jabłko. A tu w Mediolanie też wielkie, szerokie ulice,wysokie budynki. Wielkie miasto, wielkie jabłko...
Do hotelu miałyśmy niedaleko, udało nam się zdążyć przed deszczem, który później tego dnia niestety nas dopadł, ale o tym później.
Tekst Lidki z podróży, gdy Emi jej trochę przeszkadzała:"A ty to nawet nie masz stolika!" I od razu wiadomo, co w życiu się liczy...Nieźle się uśmiałam.
A to już w Milano Centrale
I taka ładna posadzka (to zdjęcie zrobiłam niechcący, a wyszło ciekawie)