poniedziałek, 18 stycznia 2016

O jedzeniu

Wiele osób pyta mnie, czy odkąd mieszkamy we Francji zmieniło się nasze menu. Jak się nad tym zastanowiłam to widzę, że trochę tak, co wiąże się na pewno z trochę innym klimatem no i częściowo z innymi dostępnymi produktami.
Wcześniej rzadko gotowałam ciężkie potrawy z gęstymi sosami, tutaj robię to jeszcze rzadziej. Od wiosny do jesieni jest ciepło lub gorąco i raczej słonecznie, więc mamy wtedy ochotę na coś lekkiego, rzadko na zupę (choć ja bardzo lubię zupy!). Myślę, że kupuję teraz jedzenie trochę lepszej jakości, bo są takie możliwości . Jeśli kupuję kurczaka, to mam do wyboru: ze zwykłej fermy, takiego co chodził sobie po wolnym powietrzu, lub karmionego ekologicznie a dodatkowo jest podana jego rasa ( czy też kolor). Oczywiście wszystkie te rodzaje różnią się ceną, ale zawsze uważałam, że lepiej zjeść czegoś mniej lub rzadziej lecz lepszej jakości, więc nie kupuję nigdy tych najtańszych. Oprócz tego można kupić różne produkty oznaczone czerwonym znakiem, który świadczy o dobrej jakości, ponieważ producent musi spełnić bardzo wysokie wymagania żeby takie oznaczenie otrzymać.
Jemy teraz trochę mniej wędlin, co wynika z mniejszej różnorodności niż w Polsce. Za to w tym więcej suchej włoskiej szynki, bo bardzo ją lubimy a nie jest ona tutaj droga. Poza tym plasterki są tak cienkie i leciutkie, że nawet przy dużej cenie za kilogram, 10 pięknych plastrów kosztuje niewiele.

Dużo się zmieniło jeśli chodzi o kawę. Nauczyliśmy się tu pić espresso, czego nie spodziewałabym się, bo zawsze wyobrażałam sobie coś w rodzaju zgagi po takiej mocnej kawie. Tymczasem jak przyjechałam tu po raz pierwszy to podobały mi się te malutkie filiżaneczki z których wszyscy piją i też spróbowałam. Kawa była pyszna, do tego malutkie ciasteczko no i czułam się po niej bardzo dobrze. No a jak już pobyliśmy tu trochę dłużej i okazało się, że latem jest tak gorąco, że w ogóle nie wchodzi w grę wypicie większej ilości ciepłego płynu, to nawet kupiliśmy sobie mały expres na kapsułki, żeby mieć dobre espresso w domu.

Do dobrej kawy najlepsze jest to włoskie ciastko...



Zawsze lubiliśmy włoskie jedzenie i często jedliśmy w domu makaron. To się nie zmieniło, jedynie teraz  mam łatwy dostęp do świeżych makaronów i pierożków, bo do targu we Włoszech, gdzie to wszystko można kupić jedziemy niecałe pół godziny. Dzięki temu nauczyliśmy się jeść pesto, bo wcześniej jakoś nie przepadałam za tym smakiem. Jednak pewnego razu ktoś przede mną kupował świeże zielone pesto (może też być czerwone), które wyglądało bardzo apetycznie i ja tez poprosiłam o pojemniczek. W domu pomyślałam się, że mam chyba za mało tego sosu do ilości ugotowanego makaronu, no ale musiało to wystarczyć. No i okazało się, że to jest właśnie to! Smak trochę inny niż pesto ze słoiczka i do tego nie bardzo intensywny w takiej proporcji jak to zrobiłam no i się zakochaliśmy! A jak jeszcze są do tego świeże zielone szparagi, to po prostu pycha! Przy minimum wysiłku, maximum przyjemności. Do wszystkich makaronów oczywiście świeżo starty parmezan, którego dzieci odłupują całe kawałki i jedzą bez niczego, bo tak to lubią!

Jest tu też trochę nietypowych warzyw, których nie znałam wcześniej. Na przykład duże, mocno fioletowe kule - do dziś nie wiem, co to jest. Być może jakiś kuzyn bakłażana, ale nie mam pewności. Wszechobecne karczochy, które muszę się nauczyć przyrządzać, bo takie dorodne, że aż się proszą, żeby kupić. Za to nauczyłam się jeść koper włoski. Znałam to warzywo ale jakoś nie miałam do niego przekonania. tymczasem spróbowałam go raz na surowo w restauracji, jako dodatek do smażonych kalmarów, z dobrym sosem do maczania i bardzo polubiłam ten smak. Teraz często dodaję go do sałatek lub zup (które czasem robię gdy jest zimno, choć zdecydowanie za rzadko!)


Brokuły jemy często, bo są zdrowe i na szczęście dzieci je lubią - tu są czasem zapakowane jak kwiaty.


Długo mogłabym tu jeszcze pisać, o rybach, owocach, pieczywie...ale to już innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz