Skończyły się ferie zimowe. W tym roku udało nam się dobrze je wykorzystać. Najpierw wyjazd do Moeny na kilka narciarskich dni, całą czteroosobową rodziną, a potem już tylko ja i Lidka poleciałyśmy na kilka dni do Trójmiasta. I to był bardzo dobry, spontaniczny pomysł bo taka wizyta (choć ekspresowa) pozwala „naładować baterie”, wypełnić lukę w sercu, która powstaje gdy tęskni się za rodziną, przyjaciółmi i ulubionymi miejscami, które na co dzień są daleko. Udało mi się odwiedzić najbliższą rodzinę, obejrzeć sztukę teatralną, skorzystać ze wspaniałego masażu, pogłaskać wiele sympatycznych psów, posiedzieć w ulubionej kawiarni i spotkać różnych znajomych, niektórych przypadkiem. A do tego zrobić udane zakupy i spędzić trochę czasu w naszym gdyńskim mieszkaniu które jest dla mnie jak oaza spokoju. Trochę to wszystko razem w ciągu trzech dni było męczące ale jak już odpoczęłam po powrocie do Francji to czuję, że było warto.
Było dość zimno, jak to pod koniec lutego w północnej Polsce, ale i tak przyjemnie. Czasem nawet słońce wyszło zza chmur. No i ta gorąca herbata w kawiarni na gdańskiej starówce właśnie wtedy smakuje najlepiej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz