niedziela, 26 lipca 2020

Nasz mały tour de France

Wróciliśmy z objazdowej wycieczki po Francji. W tym roku zdecydowaliśmy się spędzić wakacje lokalnie, bez wyjazdów zagranicznych. Trochę ze względu na zagrożenie wirusem i związane z tym ewentualne problemy, ale też pomyśleliśmy, że jest to świetny moment na zwiedzanie Francji z ograniczoną ilością turystów zagranicznych, niższymi cenami hoteli (na przykład w Paryżu) i możliwością obejrzenia Mony Lisy w Luwrze bez potrzeby przepychania się w tłumie (tego doświadczyliśmy kilka lat temu).

Ale zanim dotrę do Paryża, to wrócę na początek naszej wyprawy. Zaplanowaliśmy ją tak, żeby nie jechać bardzo długo samochodem między poszczególnymi miejscami. Hotele zarezerwowaliśmy już dosyć dawno, tak na wszelki wypadek, fantazjując o podróżowaniu podczas przymusowego zamknięcia w domu.

Pierwszym przystankiem była Tuluza, na jeden dzień i noc. Pięknie odrestaurowane i czyste (przynajmniej w centrum), pełne zabytków miasto nad rzeką Garonna. To tutaj Airbus tworzy swoje samoloty. Jest też  wiele uczelni, więc w mieście mnóstwo młodzieży. Atmosfera luźna, sympatyczna, słonecznie i ciepło. Podobało nam się tam.











Prawdziwe francuskie śniadanie w kawiarni. Rogalik i kawałek bagietki, masło i miód lub dżem, sok i kawa.


 Nietypowy zegar dla spostrzegawczych



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz