W Bordeaux jest mnóstwo ładnych uliczek z zabytkami, przestronne place i wiele pięknych kościołów, ale łatwo niechcący trafić do dzielnic zamieszkanych przez imigrantów z różnych krajów afrykańskich i tam czułam się nieswojo. Na szczęście jest też wile bardzo przyjemnych miejsc, jak jedna z uliczek przy pięknej średniowiecznej bramie do miasta (jednej z wielu) Porte Cailhau, jak z bajki o księżniczkach. Tu trafiliśmy pierwszego dnia po południu i odpoczęliśmy w przyjemnej kawiarni, po czym następnego dnia byliśmy tam znowu, na takiej samej pysznej herbacie, kawie i ciastkach.
Mała kawka i wieeelki kubek bardzo dobrej herbaty jaśminowej, ciastka do podziału |
Lidka zamówiła Tartę Tatin z lodami, Emi zimna kawę z mlekiem, wszystko pyszne |
W Bordeaux mieszka mnóstwo ludzi, jest dużo młodzieży, studentów i na ulicach można zobaczyć wiele bardzo oryginalnie wyglądających osób. Przyjemnie było tak popijać herbatę przy stoliku na zabytkowej uliczce, obserwując przechodzących ludzi. Gdy potem poszliśmy dalej "w miasto" okazało się, że jest tam niezliczona ilość lokali gastronomicznych, jedzenie z różnych stron świata i oczywiście bary z winem. Atmosfera pełnego relaksu. Wszędzie mnóstwo osób siedzących blisko siebie, zbyt blisko jak na obecną sytuację epidemiczną, ale nikt tym najwyraźniej się tam nie przejmuje. Za to w tramwajach i sklepach wszyscy w maskach - nie można inaczej.
Poniżej Fontaine des Girondins, idealne miejsce do sesji zdjęciowych dla turystów.
Taka piękna ta fontanna, że trzeba zrobić zdjęcie z każdej strony |
Bordeaux trochę mnie zmęczyło, ale podobało mi się tam. Na co dzień wolę mieszkać w spokojniejszej miejscowości, ale czasem przyjemnie jest odwiedzić duże miasto. Jest tam też część bardziej nowoczesna, ale o tym napiszę jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz