Wulkan na wyspie St.Lucia jest nieczynny od kilkuset lat, jednak wciąż wydobywa się z niego para, intensywny, nieprzyjemny zapach siarki a błotniste kałuże bulgoczą i są bardzo gorące. Będąc tam, wśród zapachu jakby zgniłych jaj, wrażenie jest niesamowite, jakby było się przy wejściu do piekła - o ile takie miałoby istnieć. Myślę, że z miejsc takich jak to, wzięło się wyobrażenie ludzi o piekle. Ogień, dym, przykry zapach siarki - niejedną baśń czytałam w dzieciństwie, gdzie tak to było opisane.
Woda tamtejszym w strumieniu jest bardzo ciepła, dobra do kąpieli. Jak widać, był tam też "wodnik", całkiem jak w książce "Dzieci z Bullerbyn"...
Dookoła wulkanu jest bardzo urodzajna ziemia, więc mieszka tam sporo ludzi, którzy zajmują się jej uprawą.
Następny punkt wycieczki to rezerwat przyrody z punktem widokowym, w najwyższym miejscu na wyspie. Co mnie tam zaskoczyło, to znałam sporo roślin, które tam rosły z... doniczek w mieszkaniach w Polsce. Mnóstwo rodzajów krotonów i inne rośliny, które znam jako doniczkowe - tam rosną w naturze.
Dziwne kolczaste drzewo
Już wracamy na statek. Z lewej strony ta sama skała, którą na innym zdjęciu widać z góry. Wycieczka bardzo nam się podobała. Teraz czas na drinka na pokładzie, obsrewując zachód słońca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz